Allah acbar! Muezin wola na cala doline. Jego glos odbija sie od cichych bialych chmu opierajacych swoje podstawy o gory okalajace Kabul. Bog jest wielki. Allah acbar. Muezin wola trzy razy i rozpoczyna swoja modlitwe w srodku przygaszonego sniegiem dnia. Allah acbar. To sa moje wielkie chwile wzruszenia w Afganistanie. Kiedy mysle o rzeczach wiekszych niz zycie.
I tak chcialabym, zeby ten kraj w ktorym spedzilam ostatnie 13 miesiecy, zeby przetrwal. Zeby dobre rzeczy zostaly. I boje sie ze kiedys bedziemy patrzec na zdjecia budynkow wybudowanych podczas dziesiecioletniej okupacji Amerykanow i bedziemy mowic tak jak o czasach przed Rosjanami czy nawet czasach Rosjan - good old days. I ze nie bedzie juz kamienia na kamieniu. Nie chce byc Kasandra. Nie wieszcze zniszczenia. Tak bardzo bym chciala, zeby wszystko bylo dobrze. Bo choc moja filozofia brzmi "don't dare to love Afghanistan, Afghanistan will never love you back" jakos bym chciala, zeby wszystko sie tym ludziom ulozylo.
Ale. W piatek bylam na koncercie Afganskiej Mlodziezowej Orkiestry Symfornicznej w Instytucie Francuskim. Niesamowite Cztery Pory Roku Vivaldiego zaaranzowane na Afganskie instrumenty muzyczne grajace razem z orkiestra. Niesamowite. Muzyka tradycyjna, klasyki muzyki tradycyjnej zachodu - mam na mysli muzyke klasyczna. A takze.... zaranzowane na orkiestre oraz afganskie instrumementy tradycyjne "My heart will go on" czyli jak tu na to mowia "Titanic". Dzieciaki we frakach grajace przejmujaca aranzacje tej piosenki. Zajelo mi mniej niz minute, zeby rozplakac sie z zalu. Dumny dyrektor przemawial jak to wielki postep, historyczny, zrobili Ci mlodzi ludzie, ze jada wystempowac w US w Carnege Hall. A ja myslam tylko ilu z nich uda sie uciec i zostac. Dyrektor mowil, ze planuja budowac nowa sale koncertowa w szkole w Kabulu, a ja myslalam o tym, ze to nie mozliwe, ze on planuje. Ze przeciez swiat sie konczy, amerykanie wychodza, Titanic tonie. Jak on moze byc tak plenen nadziei? Grube lzy ciekly mi po policzkach. Nad przyszla strata tej ilosci dobra, ktore powstalo wsrod tej ilosci zla.
I w tym dyrektorze bylo cos jeszcze. On nie byl przezarty zadza pieniadza, ktora w Kabulu zabija przyjaznie i czyni ludzi wycierakami innych ludzi. Ten dyrektor chce robic muzyke. I ta muzyka wzbija serca do nieba. Prawie tak wysoko jak modlitwa muezina.
I tak bym chciala, zeby te dzieciaki graly w orkiestrach i zeby byly bezpieczne i zeby to nie byl Titanic a zwykly dobrze prowadzony statek po morzu bez lodowych gor.
Smutno sie to czyta...
OdpowiedzUsuńWlasnie wrocilam sobie sama do tego wpisu i znowu scisnelo mi sie serce. Jeden ze studentow Uniwersytetu Kabulskiego powiedzial mi, ze boi sie wojny domowej pomiedzy grupami etnicznymi, bo to najgorsza z mozliwych rzeczy, ale ze mimo tego liczy na najlepsze. Nuty z titanica pobrzmmiewaja.
OdpowiedzUsuń