środa, 30 stycznia 2013

Dlaczego lubie moja prace

Dlaczego?

Bo pozwala mi samodzielnie rozwiazywac problemy. Nie tylko zarzadzac ludzmi, ale takze pomagac im samym znajdowac rozwiazania. Tworzyc. Organizaowac eventy. Ocierac sie o innowacje.
Sprawdz co robimy w Afganistanie. Jeszcze nie ma mnie w opisie teamu, ale jutro wrzuce na strone.



A to tylko jedna rzecz z trzech ktore obecnie robie i ktore wypelniaja moje dni od rana do nocy. Kolejne - moge smialo powiedziec, sa jeszcze ciekawsze. Zwlaszcza ten projekt ktorym sama zarzadzam - treningi dla dziennikarzy jak raportowac o przemocy wobec kobiet ktora jest plaga w tym kraju. Czesto sie zdarza, ze media ukrywaja tozsamosc gwalciciela, a podaja tozszamosc kobiety. To stawia ja w ogromnym niebezpieczenstwie, bo przynosi rodzinie hanbe. A to moze oznaczac, ze jej bracia/kuzyni etc. po prostu ja zabija. To nie jest latwy temat i nie chce o tym dzisiaj pisac. Dziaj pisze o tym, ze lubie moja prace, bo moge robic rzeczy ktore cos znacza i ktore robia cos dla innych ludzi. I moja praca jest roznorodna. Nie nudze sie.  Wyzwania. Jest fajnie. Kazdemu zycze takiego uczucia jak w ja w sobie mam po dlugim dniu pracy - o jak fajnie, ze zrobilam tyle fajnych rzeczy. Jest dobrze.

niedziela, 27 stycznia 2013

Cwiczenia z wojny

Dzisiaj otrzymalismy bardzo ciekawa informacje. Mamy zakaz ruchu od godziny 6.00 pm. Jest juz 7. O co chodzi? O cos bardzo dziwnego. Wojskowi robia ... cwiczenia w miescie. Ogolnokrajowa telewizja powiedziala zeby sie nie wystraszyc, ale w nocy beda strzaly i wybuchy. Ale to nic. Tylko cwiczenia. Zrobilisimy juz popkorn i idziemy na dach popatrzec ;) Zartuje. Czujemy sie troche dziwnie, bo Filipowi skojarzylo sie to z tym, ze beda w nocy robic lapanki i wyciagac z domow. Oczywiscie nie nas, bo  to cwieczenia zaaprobowane przez Amerykanow. Tych zlych. Jesli juz. To tylko luzne skojarzenie. To tylko cwiczenia. Ale atmosfera dziwna. Trzeba przyznac.

Dzisiaj jak dowiedzialam sie o tych cwiczeniach i innych rzeczach dwie osoby na Facebooku zapostowaly po sobie dwa obrazki. Zamieszczam w kolejnosci:




Kiedy zobaczylam pierwsze zdjecie pomyslalam sobie - no wlasnie - trzeba byc dzielna. Afghanistan duzo mnie uczy, daje szanse mojej karierze. A potem zobaczylam drugi obrazek. Wlochy. Sojrzalam na to szynke parmenska w regionie Emilia-Romagna i cos mi sie  tak zrobilo ciezko - tam gdzies ludzie zyja wsrod piekna.  A ja? Ja zyje w kurzu. 

Dlaczego jest warto? Dlaczego warto jest zyc w kurzu? Bo w gruncie rzeczy zycie to jest dobre. 

sobota, 26 stycznia 2013

Dwie postawy

Mieszkam w typowym "ekspackim" domu. Jest nas piatka, pracujemy w prywantym sektorze, ngosach, ministerstwach i dzielimy kuchnie, ogrod. To bardzo wanze zeby miec dobrych wpolokatow, bo w momencie kiedy nie bardzo masz gdzie isc ci ludzie nie ograniczaja ci imtymnosci ale dodaja wartosc dniom wnoszac swoje poglady wymieniane przy ogniu - robimy sobie takie male ogniska w beczkach, zeby bylo cieplo jak siedzimy wieczorami na werandzie. Kilka dni temu mielismy bardzo ciekawa rozmowe:
dziewczyna z NGO zajmujacego sie pomaganiem w rolnictwie vs. chlopak z prywatnego sektora. Ona bardzo nie lubi prywatnego sektoru. Uwaza, ze ludzie bogaci robia sie jeszcze bogatsi i ze to w ogole nie pomaga ludziom na prowincjach gdzie ona pracuje. Uwaza, ze pieniadze powinny byc inwestowane w szkoly i szpitale, zeby zapewnic Afganczykom edukacje i opieke medyczna. On na to, ze to pakowanie w worek bez dna, bo rzeczy fundowane przez zachodnie dotacje nie sa szanowane: latwo przyszlo, latwo poszlo. I co wiecej ci ktorzy te dotacje od donorow dostaja zaczynaja uwazac, ze im sie nalezy. To ich rozleniwia i nic nie staraja sie zmienic. Ona na to, ze to jedyna szansa poprawy w tym kraju, gdzie oczekiwana dlugosc zycia wynosi 45 lat. On, ze zmiany moga przyjsc tylko jesli Afganczycy naucza sie byc "sustainable", samowystarczalni: dostarczac uslugi i prodykty, nie zalezec od dotacji bo UPS! dotacje sie koncza w 2014. On: tylko przedsiebiorczosc moze uratowac ten kraj. Ona: przedsiebiorczosc poglebi tylko roznice spoleczne, ten kraj potrzebuje odgornego wsparcia i inwestycji w oswiate i opieke zdrowatna.
Moja postawa?
Waham sie gdzies pomiedzy cynicznym: "was obojga tu juz nie bedzie gdy naprawde sie zacznie robic goraco", a "dzieki Bogu mamy ludzi o takich zroznicowanych postawach i dlatego jest szansa, ze cos dobrego wydarzy sie na tych obu odcinkach.

Jest jednak w tym cos bardzo dolujacego. To "widmo konca swiata". To, ze jak Amerykanie wyjda.... Ostatnio slyszalam, ze kompromis z Talibami ma polegac na odcieciu social media, ale utrzymaniem pozwolenia na granie muzyki i telewizje. To wszystko plotki. Niepotwierdzone informacje. Prosze nie brac tego na serio.



Oba powyzsze zdjecia z Shar-e-Naw, z centrum Kabulu. 
Podobno ta czes miasta kojarzy sie z Kairem. Nie wiem w Kairze nie bylam. Kebaby sa okrpne, a moj dobry kolega ktory jest w Afganistanie 4 lata i z niejednej miski jadl, chorowal przez dwa dni po takim przysmaku ;) 

czwartek, 24 stycznia 2013

List do Czytelnikow

Blogger ma taka zabawna funkcje o informowaniu o komentarzach mailem - nawet jezli usuniesz komentarz - ja i tak go zobacze. - Uwazam, ze to fair, zebyscie to wiedzieli. I zawsze lubie dostawac feedback. 

Nigdy nie zakladalam (albo nie uswiadamialam sobie), ze ten blog trafi do osob ktorych nie znam osobiscie i to ciekawe doswiadczenie, kiedy ludzie oceniaja mnie po moich wpisach na blogu, a nie po przez to ze razem spedzalismy czas. Dzisiaj to sobie uswiadomilam i zrobilo mi sie troche glupio. Bo w sumie - to ten blog zawiera moje niepowprawne antropologicznie mysli i jest czyms bardziej w stylko "Dziennika" Malinowskiego niz "Argonautow zachodniego Pacyfiku" - ma sie rozummiec z calym respektem dla M. Taki jest jego charakter, bo mial sluzyc dzieleniu sie ze znajomymi spostrzezeniami z Afganistanu. Nigdy nigdzie sie nie reklamowalam, a patrzac teraz na te slupki statystk widze, ze przeciez to nie moga byc tylko moi znajomi. To bardzo mile, ze kogos interesuje ten dziwny kraj i ze znosicie moje niepoprawiane bledy ortograficzne. 

Wydaje mi sie, ze w tym momencie trzeba zamiescic tak ze dwa slowa o mnie, bo w sumie to zalezy mi, zebyscie nie postrzegali mnie jaka taka kompletnie nieczula kulturowo osobe, ktora osadza z pozycji "zachodu". I bardzo postaram sie nie byc sarkastyczna, choc okropnie to trudne. 

No wiec. 

Mam 25 lat, licencjat z dziennikarstwa i entnologii oraz prawie-magisterke z tej ze etnologii i antropologii kulturowej. Zrozumialam o co chodzi z kolem hermeneutycznym i zrobilam pare fajnych reportazy dla studenckiego radia. Przez prawie 3 lata bylam zwiazana z zachodnioukrainskim regionem tzw. Bojkowszczyzna. To byl wazny czas w moim zyciu, bo zetknelam sie wtedy z zupelnie inna kultura, jezykiem (ukrainskiego nauczylam sie w tych Bieszczadzkich wsiach zaraz po drugiej stronie granicy, wiec po ukrainskow mowie: po wiejsku). Napisalam o tym licencjat. Nie byl zbyt dobry. Dostalam tylko 4+ z pracy, co bardzo mnie zasmucilo - jestem wszak osoba o duzych ambicjach. Ale wiem dlaczego nie dostalam najwyzszej noty. Za bardzo weszlam w skore moich rozmowcow i tych ludzi ktorych tam poznalam. Ten ich swiat przesycony religijnoscia, magia, honorem, bieda, postsowieckim brakiem szans, samogonem i migracja calych wsi. Nie wiedzialm o czym pisze, bo kazde slowo tych kompletnie innych odemnie ludzi: czasami niepismiennych ex-kolchoznikow, czasami matek 5 dzieci, ksiedza grekokatolickiego ktory kiedys byl "komunista" - kazde ich slowo uwazalam za unikalnie swiete i moja interpretacja naruszalaby tylko swietosc. Napisalam wiec cos co mialo wartosc moze jako "reportaz naukowy" opisujac kalendarz odmierzany pracami polowymi i godziny dnia wyznaczanymi przez dojenie krow, ale mialo mala wartosc jako praca naukowa. Obrona byla na 5, no bo byla to obrona z pasja. Przyjemnosc mowienia o tym co bylo dla mnie tak wazne. To bylo prawie tak, jakbym wyjela sie poza nawias i patrzyla na ich "kulture" z szeroko otwartymi oczami sklejonymi z ciekawosci. Po drodze dzialy sie rzeczy, ktore podnosily wlosy na rekach ze strachu, rzeczy zwiazane z wiara, magia i zwyklym ludzkim byciem gnojem. O czym nie bede teraz pisac, ale bylo to raczej dalej niz blizej do sielanki wraz z wchodzeniem glebiej w teren. Zeby nie bylo watpliwosci: w tych gorskich chatach nie ma w wiekszosci biezacej wody i mieszkanie tam nie ma nic wspolnego z agroturystyka. I byl to jeden z najbardziej interesujacych okresow mojeg zycia. 

Potem zainteresowalam sie problemem migracji. Zrobilam badania w Sztokholmie na temat Polskich emigrantiow - poznalam niesamowitych ludzi - ludzi ciezkiej pracy, ktorzy sa moim wzorem do nasladowania. Zwlaszcza te osoby, ktore np. obecnie pracuja legalnie, maja swoje wlasne firmy sprzatajace, pokonaly wszystkie trudnosci bycia nielegalnym imigrantem i daly rade. Niesmowici. Roznorodnosc doswiadczen nauczyla mnie pokory. I co z tego, ze ja mam dwa licencjaty? Wyksztalcenie to tylko narzedzie ktore mozemy wkorzystac lub nie. Prawdziwa wartosc czlowieka powstaje gdy on bierze zycie za rogi z poprawia swoj los. Czasem straszny i nielatwy. Tak wlasnie sobie myslam. 
W miedzy czasie ze studenciaka zmienialam sie w studenciaka pracujacego (dwa kierunki i pol etatu = malo snu), potem byl erazmus w Kopenhadze, a potem studenciak ktory zasowal w pracy juz zupelnie serio. A potem wyjechalam do Afganistanu. 

Zycie bylo dla mnie bardzo dobre, ale nie jest tak, ze nie wiem co to znaczy ze jest nielatwo. Wiem co to znaczy nie miec za co zjesc i wiem co to znaczy naprawde zmarznosc. I jeszcze wiem co to znaczy naprawde sie uprzec. 

Wiecie co mowia o humanistach w Polsce - ze sa bez sensu - ze beda bez pracy, albo z glodowa pensja. Uparlam sie na rozne niewygody, ktorych nie musialabym miec w Polsce, bo chcialam bardzo nie musiec wrocic i stanac przed 0 iloscia opcji na rozwijajaca prace. Chcialam byc w Afganistanie. Chcialam pracowac w Afganskim radiu. To bylo niesamowite doswiadczenie. Glownie pracowalam - to byla  wlasciwie AIESEC praktyka - jako developement manager i co najfajniejsze mialam swoj program radiowy. Gralam zachodnia muzyke (ah ten Afganski gust to Pitbulla albo Akona albo B. Spears) przemycajac bardziej moje klimaty. Zapraszalam gosci - najfajniejszy byl program noworoczny gdzie Afganczyk, Wloszka i Meksykanin opowiadali o swoich noworocznych tradycjach. A! I jeszcze program o mlodych przedsiebiorcach z 23 letnim jubilerem. Mega. 
A potem sie przekwalifikowalam - dostalam oferte bycia Head of Adminstration w amerykanskiej kancelarii prawnej i jestem za ta prace wdzieczna do konca zycia, bo tyle ile sie nauczylam to moje. A nauczylam sie przede wszystkim skupienia na detalu. Do tej pory praca tworcza, a tu finanse. Troche mi zajelo nauczenie sie wszystkiego, co wiaze sie adminstracja w firmie, ale w koncu dalam rade. A potem przyszla moja obecna praca. I dzis siedze sobie w moim mieszkaniu w Kabulu i pisze do Was o tym kim jestem i co mnie zdefiniowalo. 

To co mnie zdefiniowalo to tez ksiazki Kapuscinskiego i Jagielskiego. Jagielskiego przeczytalam wszystko az do tej ksiazki o afrykanckich dzieciach zolniezach. Jego pierwsza ksiazka ktora polknelam byla wlasnie ta o Afganistanie: Modlitwa o deszcz. Nie bede pisac o tym jak chcialam byc reporterem wojennym, jak spotkanie Jagielskiego bylo dla mnie wydarzenim zycia. Chce Wam powiedziec co sie stalo z moja wazliwoscia na odmiennosc kulturowa. Spedzilam rok w Afganistanie. "At the end" wszyscy jestesmy po prostu ludzmi. Przyzwyczailam sie do afganskich strojow, nauczylam sie bardzo bardzo podstaw jezyka. Znam kobitki ktore smigaja pod burkami. Sama nosze szalik na wlosach i nawet o tym nie pamietam. Przyzwyczailam sie. Wszystko  to co jest na powierzchni stalo sie normalne. A kiedy wszystko staje sie normalne okazuje sie, ze jestesmy po prostu ludzmi. Ludzmi z dobrymi serduchami, ludzmi z problemami finansowymi, ludzmi ktorzy chca kogos wykorzystac, zostali wykorzystani. Ludzie chca przynalezec i byc kochanymi i szanowanymi. Chca miec ladne rzeczy. Chca miec prace. Chca byc. Tylko, ze egzekwuja to w rozny "kulturowo" sposob. I skoro wszyscy jestesmy rowni i jestesmy po prostu ludzmi to ja rowniez czlowiekiem jestem i mam prawo do postrzegania swiata przez moje wlasne soczewki. I jezeli osoba, ktora traktuje bez przywilejow, bo przeciez jest czlowiekiem jak ja - traktuje mnie w sposob, ktory zakrawa o przemoc.... Jestem obiektem molestowania? Czy mam szanowac tego rodzaju zachowania? Bo sa elementem tej male-dominated culture? Moja odpowiedz brzmi, fuck no! Mam prawo do swojej oceny tego jak jestem traktowana. A wybitnie nie lubie byc molestowana i traktowana jak nie-czlowiek, bo jestem z innego swiata i (o nie!) jestem kobieta. 

I tak sobie mysle, ze najlatwiej byc kulturalnie poprawnym w Polsce, gdzie mniejszosci narodowe nie stanowia "problemu" i w gruncie rzeczy za bardzo sie od siebie nie roznimy. Latwo mowic na temat relatywizmu kulturowego jesli samemu nie jest sie "tym innym" i "napietnowanym". A ja tu nie pisze z pozycji sily i wladzy. Jestem mloda kobieta w Afganistanie. A nie mezczyzna w kwiecie wieku (jak Jagielski, kiedy to przyjechal). I oczywiscie nie jestem po prostu mloda kobieta wobec Afganskich standardow, jestem ekspataka. I to wszystko jest skomplikowane i nielatwe. 

Teraz dostalam do reki narzedzie - moja prace - ktora moze cos w tym kraju odrobinke zmienic. Nie bardzo. Nie cud. Nie wielkie rzeczy. Mala rzecz. Male oddzialywanie. Postaram sie to wykorzystac. Ale ja nie patrze na "Afganczykow" jak na ofiary. Ktore potrzebuja POMOCY. Sa biernymi odbiorcami pomocy miedzynarodowej, a my sie mamy zachowywac jak w skansenie tradycji. Nie. Wiele ludzi ktorych znam ma w sobie sile i determinacje ktorej zycze sobie samej i Wam moi drodzy czytelnicy. Afganistan jest w dynamicznej zmianie ktora sie zbliza, ktora jest polityczna, kulturowa. A na samym koncu chodzi o to, zeby miec wystarczajacego farta, zeby niebyc nigdzie podczas wybuchow, miec co zjesc i z kim porozmawiac. Wszyscy jestesmy ludzmi. 

Kalafiory i granaty


Tym razem granaty nie maja nic wspolnego z wojna, a z pysznym i zdrowym sokiem z granatow - pomegranate juice. Smak soku z granatow mowi mi o tym, ze minal pelen rok od kiedy moje zycie zwiazalo sie z Afganistanem. Pamietam jak pilam go po raz pierwszy w zyciu: cierpki, slodki, gleboki smak. Kiedy sezon na granaty sie skonczyl bardzo sie zasmucilam, bo wiedzialam, ze za rok mnie tu juz nie bedzie i nie bede miala szansy napic sie czegos tak dobrego. To samo poczulam kiedy obodzilam sie, a na gorach okalajacych Kabul nie bylo juz sniegu - tego jednego z niewielu elementow piekna. Ale. Pilam dzis sok z granatow, sniego otola szczyty. Minal rok. Prawie 13 miesiecy.

Zdjecie powyzej to kadr z mojej drogi do Carteh Seh - dzielnicy Kabulu znajdujacej sie z drugiej stroby gory telewizyjnej. Piekne te kalafiory, co nie?  

wtorek, 22 stycznia 2013

Nowe, refleksyjne i pointa z serem

A zatem zmiany.

Juz myslalam, ze zawsze bede do Was pisac uzywajac polskich znakow, ale nie. Moj pracowy komputer nie zgadza sie pisac s z kreska i z z kropka. 

Zmiany. 

Zmienilam prace po raz drugi. Tym razem wrocilam do mojego "fieldu" komunikacyjno-mediowego. Juz prawie mija miesiac od kiedy to sie stalo, a ja ciagle jestem "nowa", ciagle jeszcze nie wiem tak do konca co sie dzieje. Po drodze ostro sie pochorowalam na gorne drogi oddechowe, a w Kabulu powietrze jest tak zanieczyszczone (samochody, ogrzewanie drewnem i wiorami drzewnym, niesamowyty dym), ze kazda infekcja trwa 2 dluzej i dwa razy ciezej. Ale nie narzekam. Mam ubezpieczenie i lekarza firmowego. Czy moglam o czyms takim marzyc kiedy tu przyjechalam? Nie.

Ostatnio w Kabulu piekna zima. Mocne slonce. Chlodno. Nie za duzo sniegu. Ale nie jest tak ja w zeszlym roku, ze gory sniegu i czujesz ze zamarzasz. Jest pieknie. Gory w okolo miasta przykryte sniegiem. Po prostu  pieknie. Blekitne czyste niebo. Ludzie w tradycyjnych ubraniach. Roznorodnosc rysow twarzy. Galeria kolorow i odcieni. Tradycyjne plaszcze. Cwaniackie kurtki. Ociekajace bogactwem spojrzenia biznesmanow w drogich samochodach. Tak patrzysz na to wszystko i serce ci sie sciska, jakie to piekne. Ale zaraz potem mowisz sobie - Glupia, co ty. Chcesz kochac ten kraj? Wiekszosc z tych ludzi zle ci zyczy. Uwaza cie za cos niewlasciwego. Zlego. Bo jestes czym jestes - biala kobieta pracujaca. Gdyby cos sie stalo nikt by sie za toba nie wstawil. Dla nikogo nie przedstawiasz wartosci innej niz pieniadze, ktore ktos moglby dostac za okup. Dla ludzi ktorzy cie znaja, ktorzy z toba pracuja moze jestes czlowiekiem. A moze tylko kobieta. Glupia ty. Kochac Afganistan ci sie zachciewa. Otrzezwij sie i zrozum, ze jestes tu nieporzadanym gosciem. Portfelem na nogach. Ladacznica z blond wlosami. Przyjdzie lato i gdy pokazesz nadgarstki znow beda za toba wodzic glodne lubiezne spojrzenia ciemnych oczu. Nie chcesz by Afganistan lamal ci serce wiec nie waz sie go kochac.

Jestem tu juz ponad rok i sila rzeczy przywiazuje sie do miejsca. I kiedy fala dziekowa po wczorajszych wybuchach otwiera mi okno, cos sie lamie w srodku. I nie chodzi o strach, bo wybuch daleko. Ale o pewna dziwna mysl, ze jednak mnie obchodza ci ludzie i ich sprawy, nawet jezeli nikt z nich nie dal by za mnie przedartego dolara.

Skad ta gorycz? Nie ma goryczy. To tylko trudna relacja expatki i Afganistanu.

Bo tak, zycie tu jest dobre. Stac mnie na europejskie jedzenie. Moge pojsc do lekarza. Expaci mnie inspiruja i tworzymy cos w rodzaju "Kabul Family". Jest duzo dobra w okolo. I stac mnie, zeby jesc ser zolty. Ser zolty to szczyt luksusu.

Urwalam 30 minut z pracy, zeby do Was napisac. Pozdrawiam z Kabulu :)