Pewnego razu na Dworcu Centralnym w Warszawie zobaczylam chlopaka. Mial rozwiane blond wlosy i czerwona kurtke. I te nie zapomniane spodnie moro. Pojechalismy razem na Kurs Przewodnikow Bezkidzkich. Nie skonczyl sie on dla nas dobrze - ja nabawilam sie kontuzji kolan, on polamal reke. Ale od tamtej pory (kiedy ja mialam swinska grype, a on wzial ode mnie numer telefonu) przeszlismy przez wiele wspolnych przygod, problemow i rozwiazan. Krajow i miast. A wczoraj byly walentynki, ktore swietowalismy razem z dniem Mujahedina, dniem wyjscia Rosjan z Afganistanu. Ja bylam kompletnie chora, a Filip kompletnie zmeczony. Dalismy sobie hand-made walentynki. W Kabulu. Razem.
(Filip zgodzil sie, zebym to opublikowala i pozdrawia Was serdecznie)
Pozdrowienia tez dla Was :))
OdpowiedzUsuńTez mam swojego Filipa ;)
Filip mowi, zebym Ci powiedziala ze to dobrze, bo Filipy to fajne chlopaki :D
UsuńKurs Przewodników Bezkidzkich? I ręka złamana? Ja chciałam iść na Sudeckich, aż strach się bać ;)
OdpowiedzUsuńBac sie nie trzeba a sprobowac tak. Tylko miec na uwadze, ze to pochlania duzo czasu i trzeba miec kondycje i jeszcze odpornosc na krytke. Ale zabawa super.
Usuń