czwartek, 7 lutego 2013

Czytam "Dobra Pustynie" i....

Zaczelam czytac "Dobra Pustynie" Doroty Kozinskiej. Teraz czytalam siedzac w resteauracji Sufi w Kabulu. Przy zapalonych swieczkach, sluchajac tradycyjnych strunowych instrumentow i bebnow zza sciany gdzie ktos wynajal cala sale. Mezczyzni klaszcza. A ja czytam. I tak sobie mysle, ze to chyba czas mnie zmienil. Albo Pani Dorota Kozinska byla w innym Afganistanie. A moze chodzi po prostu o to, ze ja jestem w Kabulu. A ona na prowincji. Jestem dopiero na poczatku ksiazki wiec moze potem autorka zmienia pozycje i narracje. Narazie pisze z pozycji Obcego ktory chce sie dostosowac ale jest ciezko.

Mlody wasacz nie kryje rozbawienia kiedy po raz szosty podsuwam szklanke pod termos z herbata. Zmienilam juz bojowki na dluga spudnice, wlazylam koszule z dlugim rekawem, boje sie zdjac chuste nawet w domu. Wciaz chce mi sie pic. Czuje jak pot splywa mi po kregoslupie, wsiaka w bilelizne i cieknie po nogach. Na przemian dostaje dreszczy i zalewaja mnie fale goraca. Gospodarz popatruje na mnie z troska. Mam dziwne wrazenie, ze cos jest nie tak. Zle siadam, nie wiem co poczac z rekami, spod niezdarnie udrapowanych faldow odziezy wymykaja mi sie coraz mniej stosowne fragmenty ciala. A przede wszystkim narasta we mnie poczucie uwiezionego w klatce ptaka daremnie trzepoczacego skrzydlami, zeby sie wydostac na wolnosc. (strona 63)

Ja moge sie ustosunkowac do dwoch rzeczy. Gospodarz popatrzuje na mnie z troska.  Autorka opiewa wczesniej goscinosc Afganska. Ze to wciaz ma znaczenie, zeby przyjac obcego i przez 3 dni nie zadawac pytan. Ze te zasady ciagle dzialaja. Ze troska. Dla mnie goscinnosc Afganska przypomina mi sytuacje w ktorej moj gospodarz traktowal mnie jakbym nie musiala jesc. Dostawalam chleb na sniadanie. Tak zwany chleb sniadaniowy. Serek - przeterminowany, a kiedy przestalam go jesc nie dostalam nic w zamian. Moj gospodarz byl za mnie odpowiedzialny, bo bylam na praktyce. Odpowiedzialny? Na lunch  dostawalam fasole i chleb. Przez miesiac. Na kolacje... Jaka kolacje. Mieszkalam w biurze. Zarabialam malo. Kupowanie jedzenia po cenach dla expatow bylo po za moim zasiegiem bo musialam odlozyc na bilet i chcialam oddac to co pozyczylam na wyjazd. Nie mialam ogrzewania przy zimie - 20, wiec moje cialo potrzebowalo energii, zeby sie ogrzac. To byl poczatek. Nie wiedzialam gdzie isc na zakupy. Balam sie troche. I kiedys.... Kiedys moj gospodarz i szef przyszedl do biura w mojej 10 godzinie pracy i przyniosl ze soba dwa kebaby. Jeden dla siebie i jeden dla swojego brata. Moja dieta byla znosna do tego momentu. Do momentu kiedy uswiadomilam sobie, ze to nie jest tak, ze tu wszyscy tak biednie jedza. Do momentu kiedy dotarlo do mnie, ze oni po porostu maja mnie w glebokim powazaniu, ze ich nie obchodze. Ze sie nie troszcza. Ze tak okropnie mnie nie szanuja. Jeden z braci wszedl do mojego biura i powiedzial mi, ze jezeli chce to moge sprobowac kawaleczek kebaba i sie rozesmial. Moj zoladek zagral zalosne tango. Nastepnego dnia zarzadalam zmian. Nie szanuja to maja zaczac szanowac. Zarzadalam dodatkowych funduszy na jededzenie. I dostalam je. Stawiajac rzeczy na ostrzu noza. Dostalam tez ogrzewanie. I pieniadze na expackie taksowki (to stalo sie po tym jak dostalam w glowe lodem na ulicy od wyrostkow). Ale nie mam im za zle. Moim gospodarzom. Co bylo to bylo. Nauczylam sie szanowac jedzenie i cieszyc sie smakiem sera. Oni nauczyli sie szanowac mnie. Ale nie wierze w goscinnosc Afganska wzgledem expatow. To jest biznes. A jak ja bylam w sytuacji podleglosci i braku sily - wszyscy jestesmy ludzmi. A ludzie czasem po prostu lubia okazywac, ze maja nad toba wladze. Wszyscy jestesmy ludzmi. A w Kabulu prawie wszyscy ktorych znam sa ludzmi biznesu.

A druga rzecz to to jak autorka chce sie przystosowac strojem. Nigdy nie bedziemy tacy ja oni. Okazujmy szacunek, ale nie przebierajmy sie za kogos kim nie jestesmy. To i tak widac, ze jestesmy spoza tego swiata. I to nie czyni nas czyms gorszym lub lepszym. Innym. Hmmm.. faktycznie w Afganistanie za innosc, za lamanie zasad koczy sie marnie.

Kabul. Kabul jest wyspa dryfujaca wsrod gor. Na pewno tu jest inaczej niz na prowincji. Nie podoba mi sie jak pisze o tym kraju Kozinska. Ale ma prawo pisac jak chce. To jej doswiadczenie. Moje jest inne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz