Otoz dzisiaj wszyscy dostalismy informacje, ze jedna z kabulskich restauracji jest "zagrozona". Jestem pewna, ze to przez te grzesznie pyszne bagietki z francuskimi serami, a nie przez to, ze zaraz obok jest jedno z biur NDSu (szpiedzy) ani MoI(Ministerstwo Spraw Wewnetrznych). To miejsce jest w prostej linni z 300 metrow od mojego biura, ale po drodze mamy Kabul City Center czyli jak sama nazwa nam mowi "City", a wiec wyzsze budynki. W pewien sposob to dla mnie dobrze, bo jakby mialo cos tak wybuchac, to fala uderzeniowa nie walnie w moje okna (zasloniete przez wierzowiec).
Siedze sobie w birze i pisze raport kwartalny. W koncu chcialam sie rozprostowac, wychodze na patio i patrze - nad restauracja pojawil sie jeden ze slynnych Kabulskich "balonow szpiegowskich" - wyobraz sobie maly, bialy, uwiazany na linie zeppelin ktory jest zaopatrzony w najbardziej nowoczene kamery/urzadzenia rejestrujace. Jak sie pojawil balon to sobie pomyslalam, ze chyba zeczywiscie zagrozenie jest. Nastepnie dowiedzialam sie, ze nie tylko zagrozenie jest, ale jest napewno bo restauracja zostala zamknieta do odwolania. Nie bedzie bagietki z serami i sosem musztardowmy na lunch. Cale szczescie, ze przywiozlam z Dubaju (w supermarkecie jest dzial "nie dla muzulmanow" z wieprzowina) 3 peta salami z sokolowa. Jak je zobaczylam to kogo obchodzi wloskie salami?! Kupilam tez 3 szynki parmenskie krojone, kabanosy i mase ziol do pieczenia z torebkami zaroodpornymi, ktore w Kabulu nie wystepuja.
W Dubaju kupilam tez szminke. Kolejna. Szminki staly sie moimi "malymi przyjemnosciami z normalnego swiata". To znacznie lepsze z reszta niz paczek jako "mala przyjemnosc" i idzie w parze z moim nowy standardem bycia fit. Jaka jest historia mojego tycia w Kabulu? Prosta. Najpierw nie bylo mnie stac na jedzenie, wiec BARDZO schudlam. Chodzilam tez 3 razy w tygodniu na joge (ktora byla jedynym miejscem gdzie moglam sie zagrzac przy -20 i braku ogrzewania w domu). Wierzcie mi - to jest motywacja, zeby cwiczyc. Generalnie doprowadzilo mnie to do stanu kiedy nie bylam w stanie zjesc wiecej niz pol malej miski zupy. No i trzeba tez dodac ciagle zatrucia pokarmowe biurowym jedzeniem w mojej pierwszej pracy. Generalnie Cipro (antybiotyk) nosilam caly czas przy sobie. Wyniszczajace. W kazdym razie bardzo schudlam i to bardzo szybko schudlam. A potem zmienilam prace i zaczelo mnie byc stac na jedzenie. Dostalam syndromu "zaraz pieniadze sie skoncza i znowu bede glodna" wiec generalnie jadlam na zapas. I CIAGLE bylam glodna. Potem przyszedl bardzo stresujacy czas co podwoilo moj apetyt. I podwoilo rowniez mnie sama. Dramat.
Na szczescie z moja kolejna praca przyszlo mi miec wiecej czasu dla siebie. Nie duzo wiecej ale na tyle, zeby w lutym zaczac chodzic kilka razy w tygodniu na silownie, a potem pojechac do Polski i dostac od najlepszej osoby na swiecie (Zolta to o Tobie!) plyte z treningami. Zaczelismy robic je razem z Filipem juz na wakacjach w Turcji czyli ponad 3 tygodnie temu i od tamtej pory nie cwiczylismy tylko 2 dni. Efekty widac juz. Po obojgu z nas. I to jest fantastyczne, bo kiedy jest cieplo (a teraz robi sie wiosna) nie jest juz tak zimno i zniechecajaco (brak centralnego ogrzewania to masakra - dogrzewanie sie koza ktora zabiera tlen....) po prostu czlowiekowi chce sie ruszac, cwiczyc. Czerpie sie z tego energie. Nawet w Kabulu. A moze wlasnie przede wszystkim w Kabulu gdzie ruch jest tak bardzo bardzo limitowany.
Napisalam wlasnie bardzo dluga notatke - oczywiscie, jak na studiach - prokrastynacja. Pisze raport kwartalny do pracy - zeby nie bylo watpiliwosci dlaczego z takim zapalem dziele sie bzdetami :)
Chcialam tez podzielic sie dokladnie kolorem mojej nowej szminki ale internet dziala tak wolno sie nie moge go nawet wygooglowac. Szminak jest Bruberry. Kolor Ancient Rose. Czuje sie fantastycznie kiedy ja nosze. Nawet lepiej niz ta od Diora. Jaram sie szminki sa fajne. Daja poczucie, ze robie cos dla siebie, ze sie dopieszczam. To zdecydowanie lepsze niz zajadanie stresu. I zdecydowanie, zdecydowanie lepsze niz zastanawianie sie co gdzie moze wybuchnac.
Nie doczytalam jeszcze dlaczego tam jestes, ale to wszystko o co opisujesz, zachecajaco nie brzmi. Zachecajaco moze nie, ale bardzo ciekawie musze powiedziec. Nic zabiram sie za kolejne posty. Pozdrawiam serdecznie. Monika
OdpowiedzUsuńDzieki za odwiedziny. Zapraszam do czytania. W skrocie - mieszkam i pracuje w Kabulu. A dlaczego? Bo podchwycilam okazje ktora nadazyla sie poltora roku temu, spotakalam na drodze dobrych ludzi, ludzi ktorzy chcieli dac mi szanse, a teraz staram sie jaknajlepiej wykorzystac moj czas tutaj. Pozdrowienia! Ola
OdpowiedzUsuń