środa, 24 kwietnia 2013

Jeszcze jeden dzien deszczu

Mysle o naszej wspanialej pogodzie w Kabulu. Od kiedy wrocilam z wakacji ciagle pada. To nalepsza wiesc ktora moze mnie obodzic to - tak - jeszcze wciaz pada. W zeszlym roku o tej porze slonce palilo juz zbocza Gory Telewizyjnej. I zdaje sie w tych dniach kwietnia byl ten wielki atak RPG. W tym roku coraz wiecej zieleni pojawia sie wszedzie. Powietrze jest czyste. Smog nie dokucza. Nikt tez niczego nie atakuje.

Juz kiedys pisalam o tym, ze Afganczycy uwielbiaja deszcz. Ze ich relaksuje. Myslalam sobie, ze to dlatego, ze skoro maja przez 90% roku dni sloneczne to to po prostu mila odmiana. Teraz rozumem to glebiej. Podczas deszczu "Talibowie spia". Jak mowi K. "Pewnie zwiazki zawodowe e terrorystow samobojcow zabraniaja im pracowac kiedy pada".

Ding ding - sms przyszedl. Zagrozenie w Shar-e-Naw - to dzielnica w ktorej jest moje biuro. Well, ok. Ja sie nigdzie nie wybieram, siedze sobie w moim pokoju i pracuje. Patrze na deszczowe chmury majac nadzieje, ze nas ochronia. Jak kolwiek glupio to brzmi.

Update:

Skonczyla sie burza a zaczelo sie TRZESIENIE ZIEMI. Ale takie, ze to po prostu szok. Szyby trzeszczaly. Bujalo mna, stolem, krzeslami, wszyscy sie niezle wystraszyli i razem orzekli, ze to bylo najsilniejsze trzesienie w Kabulu w ich zyciu. O KURCZE. 

sobota, 20 kwietnia 2013

Jedna z najbardziej wplywowywch kobiet swiata....

... wg listy TIME - Roya Mahboob - uczestniczyla w Kabul Innovation Lab, szczesliwie wspolorganizowanym przeze mnie. O tym, ze dziewczyna jest twarda wiedzialam od razu kiedy ja spotkalam. Jak wiekszasc mlodych Afganek, ktore robia kariere - chlodna. Wlascicielka malego imperium IT w Heracie - naszej Afganskiej mekkcce komputerowej. To jedna z tych osob, ktore maja w sobie sile i wielki, wielki dystans. Sa otoczone cisza. Nie wiem jak to dziala, ale wydaje sie to byc pewie rodzaj godnosci ktorym mlode dziewczyny "z kariera" odgradzaja sie od swiata. Taka kulturowa tarcza.

Moja asystentka ma w sobie ten sam pierwiastek godnosci i dystansu. Nie okazuje uczuc za bardzo. Usmiecha sie conajwyzej w poblazliwym zdziwieniu. Chodzi i siedzi prosto. Ubiera sie wciaz dziewczeco, ale bardzo elegancko. Ma na imie Wahida. Lat 20.
Pracowala juz jako tlumacz dla jednej z telewizji i umie tlumaczyc live jak nikt kogo znam. W obie strony Dari-Ang Ang-Dari. A ze jest Pasztunka, ktora nosi dumnie swoje grube czarne brwi, dlugie rzesy i wielkie ciemne oczy - jest rowniez plynna w Paszto.
Wahida ma w sobie jakas sile, ktora ciezko wyjasnic, bo to nic w stylu naszych silnych kobiet.
A na skypie ma taki cytat ktory lapie mnie za serce za kazdym razem za ktory prosze ja on-line o przekazanie mi jakis danych, translacje, o zrobienie surveymonkey. Cytat, ktory napisany przez mloda Afganke ma sile prawdy:

"There is only one success -- to be able to spend your own life in your own way........"

piątek, 19 kwietnia 2013

Kilka zdjec z Kabulu

Wlasnie uswiadomilam sobie, ze prawie w ogole nie publikowalam normalnych, codziennych zdjec z Kabulu.   Panie i Panowie przed Wami: Taimani, czyli moja okolica.

Zaraz za rogiem jest meczet z ktorego nasz muezin nawoluje na modlitwe:



Panowie buduja droge (zdjecie z jesieni, z czasow kiedy jeszcze chodzilo sie swobodnie po Kabulu, bez obawy o porwanie):


Kawiarnia dla expatow Flower Street Cafe (wbrew nazwie nie znajduje sie na Flower Street): 


A czy ktos z Was czytal "Ksiegarza z Kabulu"? To wlasnie ta ksiegarnia:



czwartek, 18 kwietnia 2013

Moj ogrod

Dlaczego tak bardzo lubie moj dom? Wlasnie przez ogrod! Posadanie ogrodu to jedyna okazja, zeby pobyc na zewnatrz. No chyba, ze w ogrodku restauracji, ale to zupelnie co innego. Mozna sobie tylko wyobrazic jak strasznie mialy kobiety podczas rzadow Talibow, ktore nie mialy ogrodu do ktorego mogly by wyjsc bo na przyklad mieszkaly w blokach, a do tego ciagle musialy chodzic w burce. Podobno w tym czasie choroby zwiazane z brakiem witaminy D (tej ktora sie bierze ze slonca) byly prawie tak rozpowszechnione jak pasozyty pokarmowe. A wiec pandemia. Tak samo z reszta choroby skory glowy ktora byla non-stop pod ciezkim niebieskim poliestrem z ktorego wykonana jest burka.


środa, 17 kwietnia 2013

Szminka, workout i balon szpiegowski

Otoz dzisiaj wszyscy dostalismy informacje, ze jedna z kabulskich restauracji jest "zagrozona". Jestem pewna, ze to przez te grzesznie pyszne bagietki z francuskimi serami, a nie przez to, ze zaraz obok jest jedno z biur NDSu (szpiedzy) ani MoI(Ministerstwo Spraw Wewnetrznych). To miejsce jest w prostej linni z 300 metrow od mojego biura, ale po drodze mamy Kabul City Center czyli jak sama nazwa nam mowi "City", a wiec wyzsze budynki. W pewien sposob to dla mnie dobrze, bo jakby mialo cos tak wybuchac, to fala uderzeniowa nie walnie w moje okna (zasloniete przez wierzowiec). 

Siedze sobie w birze i pisze raport kwartalny. W koncu chcialam sie rozprostowac, wychodze na patio i patrze - nad restauracja pojawil sie jeden ze slynnych Kabulskich "balonow szpiegowskich" - wyobraz sobie maly, bialy, uwiazany na linie zeppelin ktory jest zaopatrzony w najbardziej nowoczene kamery/urzadzenia rejestrujace. Jak sie pojawil balon to sobie pomyslalam, ze chyba zeczywiscie zagrozenie jest. Nastepnie dowiedzialam sie, ze nie tylko zagrozenie jest, ale jest napewno bo restauracja zostala zamknieta do odwolania. Nie bedzie bagietki z serami i sosem musztardowmy na lunch. Cale szczescie, ze przywiozlam z Dubaju (w supermarkecie jest dzial "nie dla muzulmanow" z wieprzowina) 3 peta salami z sokolowa. Jak je zobaczylam to kogo obchodzi wloskie salami?! Kupilam tez 3 szynki parmenskie krojone, kabanosy i mase ziol do pieczenia z torebkami zaroodpornymi, ktore w Kabulu nie wystepuja. 

W Dubaju kupilam tez szminke. Kolejna. Szminki staly sie moimi "malymi przyjemnosciami z normalnego swiata". To znacznie lepsze z reszta niz paczek jako "mala przyjemnosc" i idzie w parze z moim nowy standardem bycia fit. Jaka jest historia mojego tycia w Kabulu? Prosta. Najpierw nie bylo mnie stac na jedzenie, wiec BARDZO schudlam. Chodzilam tez 3 razy w tygodniu na joge (ktora byla jedynym miejscem gdzie moglam sie zagrzac przy -20 i braku ogrzewania w domu). Wierzcie mi - to jest motywacja, zeby cwiczyc. Generalnie doprowadzilo mnie to do stanu kiedy nie bylam w stanie zjesc wiecej niz pol malej miski zupy. No i trzeba  tez dodac ciagle zatrucia pokarmowe biurowym jedzeniem w mojej pierwszej pracy. Generalnie Cipro (antybiotyk) nosilam caly czas przy sobie. Wyniszczajace. W kazdym razie bardzo schudlam i to bardzo szybko schudlam. A potem zmienilam prace i zaczelo mnie byc stac na jedzenie. Dostalam syndromu "zaraz pieniadze sie skoncza i znowu bede glodna" wiec generalnie jadlam na zapas. I CIAGLE bylam glodna. Potem przyszedl bardzo stresujacy czas co podwoilo moj apetyt. I podwoilo rowniez mnie sama. Dramat. 

Na szczescie z moja kolejna praca przyszlo mi miec wiecej czasu dla siebie. Nie duzo wiecej ale na tyle, zeby w lutym zaczac chodzic kilka razy w tygodniu na silownie, a potem pojechac do Polski i dostac od najlepszej osoby na swiecie (Zolta to o Tobie!) plyte z treningami. Zaczelismy robic je razem z Filipem juz na wakacjach w Turcji czyli ponad 3 tygodnie temu i od tamtej pory nie cwiczylismy tylko 2 dni. Efekty widac juz. Po obojgu z nas. I to jest fantastyczne, bo kiedy jest cieplo (a teraz robi sie wiosna) nie jest juz tak zimno i zniechecajaco (brak centralnego ogrzewania to masakra - dogrzewanie sie koza ktora zabiera tlen....) po prostu czlowiekowi chce sie ruszac, cwiczyc. Czerpie sie z tego energie. Nawet w Kabulu. A moze wlasnie przede wszystkim w Kabulu gdzie ruch jest tak bardzo bardzo limitowany.

Napisalam wlasnie bardzo dluga notatke - oczywiscie, jak na studiach - prokrastynacja. Pisze raport kwartalny do pracy - zeby nie bylo watpiliwosci dlaczego z takim zapalem dziele sie bzdetami :) 

Chcialam tez podzielic sie dokladnie kolorem mojej nowej szminki ale internet dziala tak wolno sie nie moge go nawet wygooglowac. Szminak jest Bruberry. Kolor Ancient Rose. Czuje sie fantastycznie kiedy ja nosze. Nawet lepiej niz ta od Diora. Jaram sie szminki sa fajne. Daja poczucie, ze robie cos dla siebie, ze sie dopieszczam. To zdecydowanie lepsze niz zajadanie stresu. I zdecydowanie, zdecydowanie lepsze niz zastanawianie sie co gdzie moze wybuchnac.


wtorek, 16 kwietnia 2013

Boston


Atak w Bostonie wydaje sie byc absurdalnie nie na miejscu. I to straszna tragedia. Z mojego punktu widzenia to wydarzenie wzbudza bardzo przejmojaca dyskusje czy te bomby byly podlozone przez Muzulmanow. Czy to byli "znowu" islamscy terrorysci. Ze w zadadzie takie jest pierwsze wewnetrzne zalozenie. Ze kiedy byl wczesniejszy atak terorystyczny media podaly, ze terorysta "was not a Muslim". I to, ze islamscy intelektualisci maja nadzieje ze ten rownize nie byl. Tu artykul: http://www.washingtonpost.com/blogs/worldviews/wp/2013/04/15/please-dont-be-a-muslim-boston-marathon-blasts-draw-condemnation-and-dread-in-muslim-world/ ale najciekawsze sa komentarze.

Terroryzm utorzsamiany z Islamem. Intelektualisci probujacy odciac sie od ekstremizmu. 

Nie ma pointy.

Moze tylko taka, ze wczoraj bylam na pracowym roof top party/grill i w tym czasie zaczelo padac, wiec zeszlismy do pokoju telewizyjnego i jeden zapalony biegacz z US wlaczyl relacje z tego wlasnie maratonu. Nigdy nie ogladam tu telewizji, a widzialam czesc tego biegu. Jestem back in Kabul.


sobota, 13 kwietnia 2013

Do Dubaju

Ciesze sie jak male dziecko i czuje jak ksiezniczka. Moze to wplyw gazet dla kobiet ktore kupilam czekajac na lotnisku w Dubaju na samolot do Kabulu a moze po prostu sam fakt, ze w Dubaju jest tak bardziej normalnie - sklepy, spa. Generalnie lece po wize i bede w Dubaju jedna noc, jeden dzien i wracam do Kabulu w nocy, ale to wystarczy zeby pojsc na hotelowa silownie wieczorem po przylocie, rano zalatwic wize, a potem sobie pojsc do Dubai mall. W miedzy czasie zjesc jakies sushi. O matko, matko - jak fantastycznie. I co prawda przeciez bylam w "normalnym swiecie" tylko tydzien temu, ale to i tak mega excytujace. MEGA. Z mojej perspektywy te wszystkie rzeczy to niesamowity luksus i bardzo sie ciesze, ze bede mogla po babsku sie zabawic.

Apropos luksusu - jestem glodna jak czytam: http://itooktheroadlesstravelledby.wordpress.com/2013/03/01/re-noma/ Blog Polki w Dubaju - jedna z najblizej mnie umiejscowionych blogerek ktore sledze. Pisze o restauracji Noma w Kopanhadze. Sprawdz menu. Rany.... I jeszcze moja ukochana Kopanhaga. Jesc. Chyba sobie pojde cos ugotowac. 

czwartek, 11 kwietnia 2013

O tym jak sie "zaczyna lapac klimat".

Zainspirowal mnie notka na blogu Pawla i Oli. Pawel jest obecnie w Arabii Saudyjskiej i oto co napisal: http://arabiasaudyjska-ksa.blogspot.com/2013/04/kobieta-w-knajpie-czyli-zaczynam-apac.html

Pamietam jak pierwszy i jedyny raz w zyciu dostalam prawdziwego ataku paniki (chyba nie ma sie czym chwalic, prawda). Stalo sie to w Wiedniu, kiedy po raz pierwszy od 6 miesiecy wyjechalam na wakacje. Spotkalam sie moim wloskim kumplem w stolicy Austrii i bylo mega fajnie. Pierwszego mojego wieczoru tam poszlismy na impreze. Wlasciwie pojechalismy na rowerach. To bylo na brzegu rzeki. Impeza pod golym niebem. Ci ludzie byli polnadzy! Serio! Dziewczyny w krotkich spodenkach i bluzkach na ramiaczka. Faceci w spodniach do kolan. I jeszcze raz te dziewczyny. Tlum prawie nagich ludzi. I jeszcze pedzacy nurt rzeki. Widok prawie nagich ludzi oraz ruchomej wody - cos czego w moim zasiegu w Kabulu nie ma, bo nawet na expackich party ludzie nie sa AZ TAK nadzy. Odkryte ramiona, dlugie szczuple rece, koles bez koszulki. Po prostu SERIO zakrecilo mi sie w glowie, tetno uderzylo w alarm, puls rozrywal oczy i generalnie sie przewrocilam. Rower prawie wpadl mi w nurt rzeki. Tak wlasnie mocno zlapalam Afganski klimat na samym poczatku mojej "Afganskiej podrozy". A teraz? 

Teraz to wszystko jest takie normalne. I kobiety w chustkach. I kobiety w krotkich spodenkach. Mezczyzna w turbanie i facet w "biberowce". A rwacych rzek nadal nie lubie. Zdecydowanie bardziej wole morze.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Powrot do Kabulu czyli o przynalezeniu do miejsca

To bardzo ciekawe uczucie wrocic. Niby nic sie nie dzialo ani nie zmienilo, ale jednak jest inaczej bo ten wyjazd dal mi dystans i wyciszenie. Moja managerka tez byla na wakacjach i powiedzialysmy sobie, ze juz nigdy nie zostaniemy w Kabulu tak dlugo bez wyjezdzania. Powiedziala tez, ze widzial ze ja "prawie nie wytrzymalam". Nie dziwie sie i wiem co miala na mysli. Kiedy czlowiek zapomina o tym, ze istnieje swiat po za Afganistanem i ze jest on rownie realny - pobyt tu staje sie naprawde ciezki i stresujacy, zwlaszcza ze sprowadza sie on do pracy, ktora w tych warunkach naprawde bywa nielatwa. Glownie przez ludzi ktorzy tez sa tu za dlugo i im odbija. 

W ciagu pierwszego roku i trzech miesiecy wyjechalam po za Afganistan na 22 dni. Na 14 do Austrii (autostopem do Polski) i do Warszawy - w lecie, a potem w pazdzierniku 4 dni w Dubaju i w Grudniu rowniez 4 dni w Dubaju. Te wakacje marcowo-kwietniowe byly odswierzajace, dajace oddech i skrzydla. Powrot do Kabulu jest super. Moja praca, chociaz jej duzo, bo trzeba napisac raport kwartalny i generalnie bardzo duzo sie dzieje, moja praca jest bardzo fajna. 

Fajnie tez wrocic do mojego kabulskiego domu z ogrodem w ktorym z Filipem wynajmujemy "nasz pokoj". Fajnie widziec jak drzewa sie zazieleniaja, jak nasz domowy kot Pit sie walkuje po podlodze. Fajnie, bo nabralam do tego dystansu. Okazalo sie, ze to nie jest jedyne co istnieje. I to jest na prawde fajne.

Kiedy bylam teraz w Warszawie, bylam kulka stresu, bo to byl detox. Nerwy z tylu miesiecy schodzily ze mnie dosc dramatycznie. Z drugiej strony troche ciezko sie bylo odnalesc bo prawie 1.5 roku bycia w kompletnie innych warunkach. Ludzie sie zmienili, ja sie zmienilam. 

Rozumiem tez, ze nie mozna oczekiwac od ludzi w Polsce, ze zrozumieja co ja tak naprawde tu robie, bo to jest kompletnie po za schematem usystematyzowanego zycia. I to tez jest ok, bo to ma znaczenie dla mnie i moze bylabym nawet w stanie to wytlumaczyc, gdybym miala wiecej czasu - ale nie mialam, bo ten caly detox w Polsce zjadl duzo czasu i energii. Z resta to nawet nie byl pelen tydzien. A potem byla Turcja. Mistrzostwo odpoczynku.

Zaczelam sie zastanawiac gdzie teraz przynaleze. Nie jestem juz podatkowym rezydentem Polski - moje centrum zyciowe jest w Kabulu i jestem w Afganistanie dluzej niz 183 dni w ciagu 2012 roku. Wiec podatkowo nie przynaleze juz do Polski. Bylam w Urzedzie i zostalo to potwierdzone. W moim rodzinnym mieszkaniu, bylo super i to zawsze bedzie moj dom do ktorego wracam, ale jak wychodzilam na zwenatrz to czulam ze to wszystko jest piekne i znajome (Warszawa jest czysta i piekna, a ludzie uprzejmi i mili), ale ze jestem tu przelotem. W Turcji to oczywiscie byly wakacje i nie ma mowy o przynalezeniu. A do Kabulu wracalam troche jak do domu i moze troche tu przynaleze - do spolecznosci expatow, do mojej firmy, do moich przyjaciol i znajomych. Ale przeciez nie przynaleze do kraju, ani do ludzi tego kraju. Tak wiec here we go: naprawde stalam sie expatka - juz nie do konca czuje sie zadomowiona w Polsce i nigdy Afganistan nie bedzie moim domem ktory bede kochac. Moze kiedy stad wyjade pozwole sobie kochac wspomnienia tego zycia, bo jest ono dobre i piekne, ale napewno nie teraz. 

Napewno wiem, ze zupelnie unikalna rzecza ktora tworzy uczucie przynalezenia jest to, ze jestem tu z Filipem. Dzieki temu budujemy razem wspolnote doswiadczen do ktorej oboje przynalezymy. I to jest dobre i piekne. 

sobota, 6 kwietnia 2013

Ostatni dzień wakacji

Ostatni dzień naszego pobytu w Turcji obfitował we wrażenia. Zacznijmy od dobrych.

Byłam w Hammamie! Tak, naprawdę to zrobiłam - poszłam do łaźni tureckiej. Nie jakiejś takiej luksusowej spa czy coś - do prawdziwego hammamu. Właściwie prawie nie mogę uwierzyć że to zrobiłam, bo to bardzo sprzeczne z tym jak się normalnie zachowuję - unikam sytuacji w których ludzie mogą mnie dotykać, a poszłam na wszystkie zabiegi/rytuały: kąpiel, skrobanie ciała (piling specjalną rękawicą) masaż w pianą, masaż oliwką. Było niesamowicie. Na początku kiedy Pani Myjąca kazała mi się owinąć w ręcznik i posadziła mnie przy gorącej wodzie każąc się polewać - przyznaję - byłam sceptyczna. Ale w momencie kiedy zaczęły sie te wszystkie masaże/kąpiele było po prostu fajowo. Pani zeskrobała ze mnie cały Kabulski brud - chyba naprawdę nie byłam w życiu taka czysta. I taka podrapana na plecach - Pani Myjąca miała siłę w dłoniach i umiała jej użyć. Potem Pani Masująca zrobiła mi delikatny masaż oliwką czy raczej olejkiem różanym i było absolutnie relaksująco. Wszystko w łaźni która miała więcej wspólnego z antycznym budynkiem niż spa - siedzenie na kamieniach (ciepłych od ciepłej wody), leżenie na leżance z kamiennej (na ręczniku). A potem turecka herbata jabłkowa. O rany - naprawdę warto było spróbować. A skoro to nie było miejsce na robienie zdjęć link do strony hammamu jest tutaj: Historical Turkish Bath

Pegasus Airlines jest kiepską linią lotniczą. To wniosek po tych wakacjach. Dziś zafundowali nam palpitacje serca przy odprawie, kiedy okazało się, że oni nie przetransferują nam bagażu z Dubaju do Kabulu i że nasz bagaż leci do Dubaju i że mamy go sami odebrać. To się nie mogło stać ponieważ żeby odebrać bagaż musielibyśmy mieć wizę, której nie mieliśmy. Nie mogliśbyśmy wyjść za bramki do Dubaju, więc jak odebrać bagaż? Okazało się, że trzeba dopłacić $84 dolary od bagażu żeby panowie z obsługi lotniska przenieśli bagaż za nas. $84 dolary od osoby. Miła Pani w obsłudze zasugerowała żebyśmy powiedzieli że jesteśmy małżeństwem to bedzie taniej. Jako małżeństwo zapłaciliśmy 94 dolary za dwie osoby. W tym układzie moglibyśmy polecieć Emiratami i nie mieć użerania sie na lotnisku w Istambule gdzie nikt nie wiedział co może sie stać z naszymi bagażami. Emirates to najlepsza linia jaką latałam. Pegasus nie jest zły lot Lviv-Istambul-Bodrum był spoko (poza tym, ze dali nam połączenie z b. małą ilością czasu na przesiadkę) i generalnie tam gdzie nie potrzebujesz wizy tam możesz latać Pegasusem, a w ramach lotów łączonych tym że Pegasusem nie widzą oni problemu w transferowaniu bagaży. Gorzej gdy zmienia się linię lotniczą - wtedy bagażem zajmij się sam. To co było najgorsze to to, że załoga nic nie wiedziała. Nawet tego na ktorym terminalu lądujemy, a w Dubaju to kluczowe bo terminal 2 nie jest połączony z resztą i trzeba płacić za przeniesienie bagażu.... chociaż i tak my już zapłacilismy wiec na jedno by wyszło. Chodzi jednak o brak profesjonalizmu i wmawianie nam że z bagażem nie ma problemu, jak problem był. Jak do Dubaju to Emiratami. To moja konkluzja. Pegasus jest fajny po Turcji albo własnie z Lwowa do Istambułu, bo moim zdaniem to jedno z tańszych last minute connections  Z Wawy to Lwowa oczywiście autobusem, ale potem we Lwowie można pójść na najlepszą kawę na świecie do kawiarni Ormianka, wiec jest fajnie.

A teraz 10 godzin na lotnisku w Dubaju czekając na lot Safi do Kabulu o 12.00 lokalnego czasu. I Kabul. Ciekawe czy wiosna już w pełni czy może raczej już bliżej do lata.

Wakacje były fantastyczne i ta cześć polska i ta turecka. Mega. 

Istambuł zrobił na mnie niesamowite wrazenie. Najważniejsze jest takie zbalansowane połaczenie tego co bieże sie z Islamu i tego co związane z otwartą kulturą Europejską. Chodziliśmy dzisiaj z Filipem po tym niesamowity Parku za Hagia Sofia, Parku Gulhane i to bylo całkowicie fantastyczne. Oczywiscie były też modern Turczynki, ale najwieksze wrażenie zrobiły na mnie dziewczyny w hustkach wiązanych nie jak hijab ale "na ukraiśką babuszkę", w płaszczach do ziemi zakrywających wszystko, które wygłupiłay się śmiejąc głośno w parku ganiając za swoim chłopakiem/narzeczonym/mężem albo pary obejmujące się na ławkach i dające sobie publicznie buziaki. Ona w chustce i płaszczu, on po Europejsku. Nikt sie nie patrzy. Nikogo to nie szokuje. Jest normalnie. Poczułam się zakochana w tym połączeniu, w tej normalności. Dlaczego tak nie może być w Afganistanie. Ha. Wiem dlaczego. Ale tak - widziałam to. Widziałam szcześliwą, nieopresyjną twarz Islamu. Widziałam szczęsliwe dziewczyny w hustkach, zakochane, promieniujące radościa. I jestem z tego powodu strasznie szcześliwa, bo wiem na pewno, ze to możliwe. Że mogą łączyć tradycję i nowoczesność na ich własny sposób, że to po prostu może nie być opresyjne w Afgański sposób. 

Istambuł pachniał tulipanami. 

Było super. 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Turcja - czuje sie zainspirowana

Podrozowanie jest po prostu super. Czuje sie zrelaksowana i czuje ze naladowalam akumlatory, a efektem tego jest poczucie wewnetrznej inspiracji.

Turcja jest naprawde niesamowita. To nie ma nic wspolnego z Kabulem - to pewnie dla wiekszosci oczywiste, ale ja nigdy wczesniej nie bylam w Turcji. Zabawne jest to, ze podozujemy oboje z Filipem i czasami mowimy sobie - "to zupelnie co innego niz Kabul". To jasne - malo jest takich miejsc jak Afganistan i dobrze jest o tym pamietac. Swiat jest wielki i piekny. I jasne - mozna byc pesymista i mowic, ze swiat jest generalnie kiepski i jak wroce do Polski to "czeka tylko zmywak" ale ja tak sobie mysle ze nawet po Kabulu moze byc ok. Swiat moze dac tyle piekna. Malo, mysle, jest mniej przyjemnych miejsc niz Kabul (w kategorii stolic :)) wiec to dziala na moja korzysc przy porownaniu kolejnego miejsce :).

Bylam w Bodrumie i dzis przylecielismy do Istambulu. Wiosna w Turcji. Paczki wychodza. Kwiaty pachna obezwladniajaco intensywnie. Magia miasteczka portowego, bielone domki, pyszne jedzenie i ludzie, ktorzy jasne chca zarobic jak w to w miasteczkach turystycznych, ale to wszystko jest w jakis sposob uczciwe, a nie takie zatrute kolonialnym jadem jak w Kabulu. Czulam sie naprawde spokojnie i bezpiecznie i bylo super. Do tego stopnia, ze zaczelam zauwazac inne rzeczy niz zycie w Kabulu - co juz bylo latwiejsze po tygodniowym detoxie w Warszawie. Znowu ma ochote pisac ksiazki, rysowac, rozmawiac. Uczyc sie, inspirowac. I zaczelam naprawde intensywnie cwiczyc. No i chodzic jak czlowiek, a nie tylko dom-samochod-praca-cztery pietraw w gore, w dol-samochod-dom. Mega duzo chodzenia. Od razu miesnie sie wzmacniaja i czlowiek czuje sie bardziej w kontroli swojego zycia. Ale takiej dobrej. Nie kontroli w stylu "a teraz wylaczamy myslenie, zeby nie zwariowac", ale w stylu "jestem swiadoma swojego zycia".

Kabul to dom moj obecnie i bede wracac z radoscia i ekscytacja bo moge robic tam niesamowite rzeczy, pracowac i robic cos tak fantastycznego, ze ciezko mi wyobrazic sobie cos bardziej interesujacego, ale po raz pierwszy od kiedy tam przyjechalam moge sobie wyobrazic, ze kiedys z tamtad wyjade i ze bede zyc w jakims innym miejscu i ze to bedzie piekne.