poniedziałek, 6 lutego 2012

Efekt kuchenny

Moje biuro jest oszklone z trzech stron. Kiedy nie ma pradu - jak dzis - jest najcieplejszym miejscem w budynku radia, bo nagrzewa sie od slonca. Dlatego wlasnie siadam sobie opierajac stopy o parapet i staram sie zlapac jaknajwiecej ciepla. Zamiast ciezko pracowac robie sobie odpoczynek. Badzmy szczerzy - bycie kreatywnym w biurze w ktorym zamarza herbata nie jest mozliwe. Najgorsze jednak dopiero nadejdzie - bo nie spodziewam sie, ze prad wroci - noc. Druga pod rzad bez ogrzewania. Wszyscy ludzie z radia pojada do domow, w ktorych bedzie przynajmniej wzglednie cieplo, a ja bede musiala jakos wytrzymac i tak, az wroci prad. Najgorsze jest to, ze nie ma gdzie sie rozgrzac. Wydaje mi sie, ze tak zle jeszcze nie bylo, jezeli chodzi o zimno.

Ale, ale. Brak pradu i brak ciepla powoduje "efekt kuchenny". Wszyscy z luboscia gromadza sie w kuchni, a to zrobic sobie herbate, a to zapalic papierosa. Efekt kuchenny, czyli uboczny efekt zmian kliatycznych, ciezkiej zimy, problemow z siecia energetyczna, spowodowal, ze mialam okazje zrobic kilka zdjec dokumentujacych nieformalne centrum swiata - nasza radiowa kuchnie.


W oparach gotujacych sie afganskich potraw dyskutują - po lewej Waheed, nasz house keeper, o ktorym czasem niepoprawnie politycznie mowie slużacy. Waheed pochodzi z poludnia Afganistan, z okolic Kandaharu - matecznika afgańskich Talibow - jest Pasztunem. Ma żonę, dzieci i dwadzieścia dziewięć lat. Po po prawej stronie siedzi nasz kucharz, do którego wszyscy zwracają się per Koko, co może miec zwiazek z angielskim słowem cook, ale niekoniecznie. Koko, jest Hazarą. Żartuje, ze jest taki jak Japończycy i Chińczycy, bo ma skośne oczy i płaski nos.


Koko uczy mnie dari. Pokazuję mu noż, a on mówi "kart", pokazuję widelec, a on "pajńdzia". Koko ma problemy z sercem. Pokazuje mi, ze go boli. Pokazal mi też lekarstwa jakie na to zażywa i zapytał co myślę. Przeczytałam na opoakowaniu "paracetamol". Co miałam powiedzieć? Pokiwałam głową, a on zadowolny schował lekarstwo. Koko lubi śpiewać swoje hazarskie piosenki. Gotuje i spiewa. Przysadzisty, w tym swoim turbanie.


Koko gotuje w taki oto sposób:


Nie ma jak fasola ugotowana w specjalnym garnku, który odparowuje wode. Nic tylko jeść.

2 komentarze:

  1. Czy w tych chwilach nie tęsknisz za zakopiańskimi kożuszkami i papuciami z Krupówek? Wysyłam dużo, dużo ciepła i na pocieszenie dodam, że w naszym małżeńskim mieszkanku tymczasowym temperatura w nocy spada o około 2-3 stopnie, bo kaloryfer po prostu przestaje grzać. Może niedużo, ale różnicę wyraźnie się czuje. Nie ma to jak warszawskie CO. Normalnie można się poczuć jak w górskim schronisku :) Buziole! I trzymamy się ciepło :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje :D
    Mówiąc szczerze, gdybym miała możliwość wejścia w posiadanie zakopiańskiego kożuszka załóżyłabym go natychmiast, wprost na płaszcz, który obecnie noszę.
    Ja tu się czuję nonstop jak w górskim schronisku - widoki na trzytysięczniki, metrowe śnieżne zaspy, chwilowe problemy z oddychaniem i okropne jedzenie :)
    Cały czas słyszę wieści z Warszawy, że i Wam zimno nieźle daje w kość. Polskie temperatury są tak niskie, że aż się o nich mówi w afgańskich mediach :)

    OdpowiedzUsuń