Siedzę w moim pokoju w Kabulu próbując tu nie być. To takie zabawne uczucie kiedy przeżywasz przygode życia i starasz się jej nie przeżywać. Starasz się, żeby życie przepływało. Czasami jest się naprawdę szczęśliwym. Zrelaksowanym. Czasami jest dobrze. Ale kiedy spojrzysz w głąb swojego serca jest tam stres. Ale to nie jest tylko stres spowodowany pracą czy warunkami takimi jak niemożliwość wyjścia na zewnątrz, możliwość porwania, zginęcia w zamachu terorystyczym. To jest coś jeszcze coś takiego, co się w głowie nie mieści. Większość z tego co ma dla mnie znaczenie jest w Kabuly - oczywiście rodzina i przyjaciele są w Polsce i oni mają gigantyczne znaczenie. Chodzi mi o to, że to co ja zbudowałam w moim życiu sama - bez niczyjej pomocy i wsparcia jest właśnie tu. W tym cholernym, niebezpiecznym mieście w którym człowiek się dusi jeśli patrzy na zwenątrz a nie do wewnątrz. To co ma dla mnie znaczenie i daje mi poczucie ustatkowania i szczęścia jest zbudowane na bagnie, na ruchomych piaskach które na 100% pewnego dnia zabiorą mi to wszystko. No bo będę musiała stąd wyjechać. I to jest paradoks. Ja naprawdę chcę stąd wyjechać.
Ale znów paradoksalnie - zostanie tutaj jaknajdłużej jest najławiejszą (choć tak trudną) opcją. Wiem, że zostaję do października, ale firma będzie chciała mnie zatrzymać jeżeli tylko będzie to możliwe, co jest związane z niezależnymi ode mnie rzeczami. I to jest najlepsza rzecz na świecie wiedzieć, że inni widzą, ze robisz dobrą robotę.
I to jest najlepsza rzecz na świecie zostać w tej firmie chociaż jeszcze pare miesięcy dłużej, bo każdy dzień to nauka czegoś nowego, czegoś co daje mi coraz więcej pewności że wiem co robię. I to właśnie jest paradoks. Że najlepszym dla mnie rozwiązaniem jest podążanie to własnie ścieżką. Tą którą sama zbudowałam. I chce tu być. Bo to najlepsze dla mnie.
Ale z drugiej strony jest tak, ze tam po za "murami Kabulu" jest świat. W którym ja jestem tylko gościem. Jakże szczęśliwym gościem. I czasem pamiętam jaki ten świat jest okrutny i jak momentami nie mogłam pozwolić sobie na dużo rzeczy, na które teraz mogę. I dlaczego znacznie lepiej jest się nie poddać i zostać w Kabulu. Z drugiej strony drżę, że to nie będzie możliwe. Tak jak się drży o to czego się chce najbardziej.
Same paradoksy. To jest właśnie to co to miasto robi z ludźmi takimi jak ja. Uzależnia ich od trucizny tak że wydaje im się, że bez niej ich nie będzie.
Żeby wszystko było jasne. Ja tu zostane jaknajdłużej się da. Miejąc nadzieję, że kiedy wrócę do "normalnego świata" życie będzie dla mnie lepsze niż gdybym nie wyjechała. Że będę miała większy wybór miejsc pracy. Że będę mogła wieść dobre życie. I że będę mieć prawo do tęsknoty za pięknymi i szalonymi czasami kiedy to żyłam w jednym w najbardziej z niebezpiecznych krajów świata, najbardziej ekscytującym z żyć.
Ale znów paradoksalnie - zostanie tutaj jaknajdłużej jest najławiejszą (choć tak trudną) opcją. Wiem, że zostaję do października, ale firma będzie chciała mnie zatrzymać jeżeli tylko będzie to możliwe, co jest związane z niezależnymi ode mnie rzeczami. I to jest najlepsza rzecz na świecie wiedzieć, że inni widzą, ze robisz dobrą robotę.
I to jest najlepsza rzecz na świecie zostać w tej firmie chociaż jeszcze pare miesięcy dłużej, bo każdy dzień to nauka czegoś nowego, czegoś co daje mi coraz więcej pewności że wiem co robię. I to właśnie jest paradoks. Że najlepszym dla mnie rozwiązaniem jest podążanie to własnie ścieżką. Tą którą sama zbudowałam. I chce tu być. Bo to najlepsze dla mnie.
Ale z drugiej strony jest tak, ze tam po za "murami Kabulu" jest świat. W którym ja jestem tylko gościem. Jakże szczęśliwym gościem. I czasem pamiętam jaki ten świat jest okrutny i jak momentami nie mogłam pozwolić sobie na dużo rzeczy, na które teraz mogę. I dlaczego znacznie lepiej jest się nie poddać i zostać w Kabulu. Z drugiej strony drżę, że to nie będzie możliwe. Tak jak się drży o to czego się chce najbardziej.
Same paradoksy. To jest właśnie to co to miasto robi z ludźmi takimi jak ja. Uzależnia ich od trucizny tak że wydaje im się, że bez niej ich nie będzie.
Żeby wszystko było jasne. Ja tu zostane jaknajdłużej się da. Miejąc nadzieję, że kiedy wrócę do "normalnego świata" życie będzie dla mnie lepsze niż gdybym nie wyjechała. Że będę miała większy wybór miejsc pracy. Że będę mogła wieść dobre życie. I że będę mieć prawo do tęsknoty za pięknymi i szalonymi czasami kiedy to żyłam w jednym w najbardziej z niebezpiecznych krajów świata, najbardziej ekscytującym z żyć.
Bardzo zainteresował mnie ten wpis. Jestem ciekawa kolejnych.
OdpowiedzUsuńja chyba rozumiem...
OdpowiedzUsuń