niedziela, 16 grudnia 2012

Dzien pracy w Flower Street Cafe

Siedze dzis we Flower Street Cafe, jednej (jedynej) z Kabulskich kawiarni dla expatow i pracuje. Nie poszlam dzis do biura, poniewaz moja regularna wspolpraca z moim wczesniejszym pracodawca wlasnie sie zakonczyla, a wspolpraca z nowym jeszcze nie zaczela. Zaczyna sie w przyszla niedziele. Dla starego pracodawcy bede robic jeszcze troche rzeczy (i to jest spoko) a dla nowego... musze sie przygotowac i mi troche sie stresuje, bo nie mam na to czasu. Ale musze sie przygotowac, bo jezeli tego nie zrobie, nie bede zadawac odpowiednich pytan i nie dowiem sie czego nie wiem. Przez ostatnie 5,5 godziny pilam jawe za kawa i staralam sie byc jaknajbardziej produktywna. Zrobilam 1/10 tego co mam dzis do zrobienia. I przy okazji poznalam szalona Amerykanke-Afganke (!). Co za osobowosc. Jedna z tych ktore mnie przerazaja - dzieli sie detalami swojego prywatnego zycia do osoby, ktorej prawie nie zna - mnie. Jest bardzo "modern" w swoim zachowaniu, ubiorze. Serio - jest bardziej modern niz ja :)
Rozmawialysmy o tym jak dziwnie jest radkowac w Kabulu. Ona jako pol-Afganka ma duzy problem, poniewaz kiedy z kims sie spotyka, jej Afganscy znajommi, mezczyzni robia komentarze z podtekstami, a jeden jej kolega powiedzial: "wiem, ze spisz z Ahmadem, a skoro tak to spij tez ze mna". Kiedy stanowczo odmowila, on sie wsciekl. Nie mogl zrozumiec tej odmowy.
 Tak. To prawda. Zwesternizowane Afganki maja w Afganistanie gorzej niz expatki. Z tego punktu widzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz