Jak tylko przyjechalam do Afganistanu jedna z expatek opowiedziala mi historie swoje bardzo nieprzyjemnej przygody. Dziewczyna czula sie dobrze w Kabulu, bylo cieplo, idealna atmosfera do jezdzenia na rowerze. Kabul to takze miasto rowerzystow - wiekszosc pomyka na ciezkich "rosyjskich" rowerach w stylu naszej starej, dostepnej w Polsce, Ukrainy. Rower to bardzo dobry srodek transportu w niewyobrazalnie zakorkowanym miescie, ktore po prostu nie bylo zaprojektowane na sytucaje, ze prawie kazdy srednio zamozny Kabulczyk ma samochod. Moja znajoma cieszyla sie urokami Kabulu z pozycji dwoch kolek az pewnego razu dostala w glowe kamieniem. Komus widac biala kobieta na rowerze bardzo sie nie podobala. Z tego wlasnie wyciagnelam wniosek, ze rower wiaze sie z dodatkowym, niepotrzebnym ryzykiem. Az pewnego dnia w pazdzierniku zobaczylam tuz kolo British Cemetery biala, szesdziesiecioletnia kobiete, bez chusty na glowie, pedalujaca przez miasto. Zjawisko. Chcialam zatrzymac mojego kierowce i pytac! Pytac kim jest, co tu robi, dlaczego jezdzi na rowerze. Niestety wessal nas miejski traffic i zjawisko odpedalowalo. Jestem pewna, ze ja widzialam. Miala glowe zadarta to gory, dumna sylwetke, biale wlosy upiete w kok. Inshallah zobacze ja jeszcze i wtedy chocbym miala za nia biec dowiem sie kto to. Kobieta na rowerze - prosze mi wierzyc, to jest naprawde cos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz