wtorek, 26 czerwca 2012

Dzień z expatami, przecinki i styl

Expat - co może już gdzieś wyjaśniałam - to ktoś kto mieszka po za ojczyzną. Bycie expatem nie oznacza bycia rezydentem jakiegoś kraju (do tego trzeba zdaje się pół roku zamieszkania i jakieś formalności związane z podatkami), ale po prostu praca, czy mieszkanie "za granicą". Tak więc na wszystkich nie-Afgańczyków mówimy tu "expats" - expaci. A zatem miałam dziś kilka miłych doświadczeń z expatami. Zaczynając od bardzo fajnej rozmowy z Amerykaninem o tym czym jest antropologia we współczesnym rozumieniu i gdzie można ją zastosować w praktyce, potem bardzo miłe spotkanie w Fineście, a na koniec uroczy "diner" z Francuzem.

Rozmowa o antropologii była bardzo ciekawa, bo to fajne usłyszeć od kogoś kto ma o niej trochę pojęcia ale z innej "narodowej" perspektywy. Mówiliśmy o roli antropologa w organizacjach. Że np. firma/korporacja zatrudnia antropologa, żeby poznać realne problemy pracowników i zapewnić im lepsze funkcjonowanie w miejscu pracy. Jego argument był taki: każdy powinien rozwiązywać problemy sam. A system powinien się trzymać z dala od tego. Jakie to "amerykańskie". Antropolog nie jest potrzebny, bo przecież każdy może wyartykułować swoje potrzeby do menedżera średniego szczebla. Czyżby?

Spotkanie w Fineście (pamiętamy, że Finest jest jak połączenie Tesco i Kuchni Świata dla expatów i zamożnych localsów, możesz płacić i w dolarach i w Afgani - czyli taki Pewex) - przyszłam do kasy, zostawiłam zakupy bo musiałam wrócić po jedną zapomnianą rzecz, w tym czasie kasjer obsłużył Afgańczyka i zaczął Expatke po pięćdziesiątce (szalik na głowie przykrywający krótkie mocne, siwe włosy) która tak jak ja czegoś zapomniała i na chwile odeszła, w tym czasie podchodzę daje moje rzeczy kasjerowi, ona wraca. Czyli, że się wepchnęłam. Chwila namysłu
- Bardzo przepraszam, że się wepchnęłam (uśmiech)
- Oh, nic nie szkodzi (uśmiech)
Płacę, odchodzę. Ona:
- Miłego wieczoru życzę!
-Oh! Nawzajem!
Takie to miłe, uprzejme, pozytywne. Pierwszy raz ją widziałam. Wepchnęłam się. A ona mi szczerze życzy miłego wieczoru. No po prostu miłe.

Kolacja z Francuzem. Jakie to fajne rozmawiać z non-English-speaker. Nie trzeba się głowić co on właściwie ma na myśli używając tych wszystkich amerykańskich fraz i skrótów. Po prostu jesz dobre jedzenie i rozmawiasz o rzeczach interesujących. I pojawił się wątek z poranka "rola systemu w życiu człowieka". Francuz lewicuje, więc bardzo otwarcie powiedział, że ubogimi i ludźmi w kłopocie powinno zajmować się państwo jako instytucja, a nie prywatne organizacje czy jakieś NGOsy. Państwo powinno się zajmować problemami ludzi. System powinien móc umożliwiać rozwiązania. Jakie to inne od tego co powiedział Amerykanin o rozwiązywaniu problemów w korporacji. Jakie to "europejskie".

Oczywiście mówiąc w tej notatce o czymś "europejskim" i "amerykańskim" generalizuję i bazuję na stereotypach. Ale fajnie mi się tak złożyły te dwie rozmowy w całość. Choć nie jestem pewna, czy mój tok rozumowania jest jasny w tym co napisałam.

Co do przecinków i stylu - praca z prawnikami ma swój jeden zasadniczy plus. Oni są niesamowicie uważni jeżeli chodzi o to w jaki sposób się pisze. Interpunkcja jest wyznacznikiem statusu intelektualnego. To jest super. Wiecie ile można się nauczyć? Mega. To moja szkoła skrupulatności.

Co oczywiście nie znaczy, że wiem jak używać znaków przestankowych po polsku.
":.,,,,>,,,>?
Do czego pewnie nie powinnam się przyznawać, ale jak się mnie czyta - jest to oczywiście oczywiste.

Na zakończenie - o to co mnie spotkało, kiedy chciałam sobie obejrzeć głupie obrazki na kwejku:



Pierwszy raz w życiu coś takiego widzę. Tak więc Wy wszyscy co macie wolność słowa i dostępu do informacji - doceniajcie :)



2 komentarze:

  1. LOL! Zabawne z tymi English i nie-English speakerami, bo mam zupelnie odwrotnie! Wszysycy Ci cudzoziemcy mowia po angielsku zupelnie po swojemu, tworzac dziwaczne konstrukcje wedle wlasnego pomyslu. Efekt jest taki, ze ja zaczynam ich naslodowac, bo jak mowie zbyt poprawnire, to mam wrazenie, ze nikt mnie nie rozumie! :) Poza Amy, bo Amy mowi swietnie po angielsku. Ale moi expaci mowia jakims takim specjalnym miedzynarodowym dialektem angielskiego, ktory nie jest ani brytyjski, ani amerykanski, tylko zyje wlasnym zyciem :) Chyma mam inspiracje na kolejnego posta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! To po prostu dlatego, ze ja sie nauczylam "na serio" mowic po angielsku w Kopenhadze, czyli mowiac krotko nauczylam sie tego miedzynarodowego dialektu "expat-English", a nie czegos poprawnego. Ty po prostu masz dobre jezykowe wyksztalcenie, a ja sie slangam. :D Stad roznica doswiadczen. Co strasznie mi sie podoba :)

      Usuń