wtorek, 19 czerwca 2012

Terminal 2 - powrot

W samolocie z Kijowa do Dubaju mialalm jedna z najdziwniejszych przygod zycia. "Najdziwniejszych" to jest dobre slowo.

Zaczelo sie na lotnisku Boryspol, flydubaj zmienil czas odlotu z Kijowa, zapytalam wiec mlodzienca o Arabskim rysie, stojacego przede mna w kolejce, czy to wciaz ten sam lot czy cos sie zmienilo. Mlodzieniec (w kapeluszu) odpowiedzial, ze wciaz lot ten sam i nawiazal konwersacje. Ze leci do Kuwejtu przez Dubaj, a ja gdzie? Kabul?! Dlaczego Kabul? Ksiegowa? "hahaha" Podsumowal, ze cieszy sie, bo ma nadzieje, ze usiadziemy kolo siebie w samolocie to sobie porozmawiamy. Ja oczywiscie mialam nadzeje, ze to nasza ostatnia rozmowa. Tak jednak nie bylo. Jak powiedzial, tak zrobil. Usiadl kolo mnie w samolocie. Zaczelismy rozmawiac i rozmawialo sie niezle. Opowiedzial mi, ze pracuje obecnie w firmie zajmujacej sie ropa w Kuwejcie, ze ile bym nie zarabiala jego pensja jest dwa razy wyzsza i ze jest szczesliwy, bo kiedys nauczyl sie zyc za male pieniadze, a teraz gdy zarabia duzo cieszy sie, ze moze pozwolic sobie na wiecej, ale tez szczerze docenia to co ma. Razem podziekowalismy Bogu za to, ze mozemy byc szczesliwi w zyciu i wypilismy kawe. Po jakis dwuch i pol godziny nadszedl dla mnie czas na sikunde, tak wiec przeprosilam jego oraz starszego Ukrainca siedzacego na miejscu brzegowym i udalam sie na koniec samolotu. Nie bylo mnie 2 minuty. Wracam, goscia nie ma. No, nie ma go. Zostawil swoja wode w butelce, wiec myslalam, ze wroci, ale nie wrocil. Zaczelam sie denerwowac, bo to dziwne, ze facet znika w samolocie. Wstaje i szukam kapelusza - no przeciez byl w kapeluszu. Takiej pseudo-panamie. W samolocie nie ma goscia w kapeluszu. Dobra - mowie sobie - pewnie sie przesiadl. Moze zobaczyl kogos znajomego, a moze fakt, ze mam "fionce" zniechecila go do dalszych konwersacji. Po chwili cos mi swita - moze cos mi ukradl. Sprawdzam - wszystko jest. To moze cos podrzucil? Sprawdzam - nic nie ma. No dobra. Goscia naprawde tu nie ma. Po chwili zaczynam myslec, ze on albo w ogole nie istnial, albo to naprawde dziwne. Ale to by oznaczalo, ze przez dwie godziny gadalam do siebie. To oczywiscie nie mozliwe. Nie wrocil tez po swoj bagaz podreczny, a jak potem sprawdzilam wcale go nie bylo tam gdzie go wlozyl. Naprawde juz bylam sklonna uznac, ze byl mojim zwidem, ale tuz przed ladowaniem starszy Ukrainiec sie obudzil i rzucil zartem - Ten trzeci pasazer to chyba wysiadl wczesniej.- Jesli tak to mam nadzieje, ze wyladowal bezpiecznie.

Obecnie siedze sobie na terminalu dwa w Dubaju i ogladam sobie okolo 40 kobiet po piecdziesiatce, ktore wygladaja jak zorganizowana plielgrzymka do Mekki. Wszystkie w czarnych hijabach (nie zakrywajacych twarzy) niekrore siedza na posacce, inne na krzeselkach. Towarzyszy im 6 mezczyzn, starszych i jedna dziweczynka ok. lat 12. Niektore zaczely sie pokladac miedzy rzedami siedzen. W koncu czucje zapach kadzidla, cynamonowy, przyjemny dymek, podosze wzrok - jedna z kobiet zapalila skreconego papierosa. W srodku terminalu. Zaciaga sie, obserwuje. Delektuje sie dymem. Nie przykuwa niczyjej (poza moja) uwagi.

Kiedy przekroczylam bramy terminalu dwa usmiechnelam sie i dopiero po chwili przywolalam serce do porzadku - ci ludzie nie sa cudowni, trzeba o tym pamietac, sa po prostu inni.

Moja nowa zabawa to - wypatrz tych z Kabulu. Sa dzis w nocy dwa loty do Afgu - pierwszy to Ariana o ktorej to linii lotniczej kompletnie zapomnialam, a drugi moj FlyDubaj. Wiec musza tu byc jacys "ziomkowie". Afganczykow latwo wylawiam z tlumu - broda, kamizelka, pizama i mina krola swiata. Ale ja szukam expatow. Ten chlopak po mojej lewej, ktory zasiadl w Costa Coffee i nerwowo pracuje na laptopie z i-muzyka na uszach. On ma przybrudzone buty. Takim kurzem bezowo-blotnym. I jeszcze sie nie zbiera (no tak, do mojego lotu jeszcze 4 godziny).

Moze ten starszy zrelaksowany brytyjczyk po 60tce, w nonszalanckim (i szalenie drogim) letnim stroju? I moze jeszcze kobieta podozujaca samotnie - ciemne wlosy + no-make up style? Chlopaka z przykurzonymi butami i dziewczyne no-make up laczy ten sam brak ekscytacji odrozniajacy ich od reszty pasazerow szczerze przejetych swoim pobytem na terminalu 2.

Chlopak wyciaga papiery. Pracowac o polnocy na lotnisku w Dubaju? On musi byc z Kabulu. Zaraz - to calkiem nieglupi pomysl, wszak mam cos jeszcze do zrobienia do pracy.

5 min. pozniej

Przybrudzone buty zaczal mi rzucac ukratkowe spojrzenia. Zastanawiam sie czy ja wygladam "na Kabul"? Moge wygladac, moge nie wygladac. Nie mam na sobie szalika, mam za to koszule z dlugimi rekawami. Wlosy spiete i "no make up". Dlugie spodnie i rozpadajace sie trampki. Mam tez prawie pusta kawe i maskuje sie laptopem.

Przeczytalam wczoraj i dzis "Dzienniki Kolymskie" Hugo-Badera. Tak, zeby nie bylo, ze mi jakas ksiazka po polsku do KBL zostala. Wracam do swiata bez mojego jezyka. Jezyka, ktory dwa tygodnie temu byl dla mnie martwy, a w koncu odzyl i rozkwitl - byc moze po raz pierwszy jaram sie na to jaka polszyzna jest wykurwiscie piekna. A serio, to uderzylo mnie to jaki moj jezyk ojczysty jest cudny, jak brzmi, jak wyrarza mysli, jaka uznaje logike. Pewnie nigdy nie naucze sie w nim pisac bez bledow ortograficznych, ale nie w tym rzecz. Cudownie mi sie rozmawia po polsku. Cudownie. Moge bawic sie niuansami i podszywac wypowiedzi ironia. Dzisiaj w samolocie staralam sie byc zabawna po ukrainsku i bylam - bardzo niezamierzony sposob.

Ukrainski mi troche uciekl. Ale to jest temat na osobna historie. Chcialam tylko Wam powiedziec drogie dziatki, zeby Wam do glowy nie przyszlo myslec, ze polski jezyk jest nam niepotrzebny, bo i tak wszystko po angielsku. A fe. I do Szymborskiej marsz!

15 minut pozniej

Spotkalo mnie cos tak milego w tak niespodziewanym miejscu - chyba najbardziej bezdusznym jakie mozna sobie wyobrazic - w sklepie Duty Free, o pierwszej w nocy w Dubaju. Chlopak z dzialu elektronicznego... podarowal mi adapter do kontaktu! Wlasnie tak! Przyszlam kupic, a on wyciagnal jeden z szuflady i powiedzial "Ktos tu taki zostawil, a my go nie potrzebujemy, prosze." Dlatego moge skonczyc to pisanie i je opublikowac - power is back.

Szeroka Arabka wcina frytki, rozczulili mnie rosyjskojezyczni pasazerowie lotu "Taszkient" ktorzy biegali do okola i usilowali znalesc wejscie do bramki nr. 4 - przy okazji zasmiewajac sie do rozpuku. Pielgrzymak do mekki prosila mnie o herbate, ale nie mialam drognych na automat - chyba na swoje szczescie, bo kupujac jednej musialabym chyba kupic wszystkim czterdziestu. Zaiterweniowal ich opiekun. A tak sie ladnie do mnie usmiechaly, ze kurcze, az chcialam je uszczesliwic. Choc swoja droga to troche bezczelne prosic obca osobe o herbate. Albo wlasnie cwane. Bo serio chcialam kupic.

Przyleciala Czarna Afryka. Smukle sylwetki, wlosy schowane pod chuste upieta nie-po-Arabsku-ani-Afgansku. Piekne wystajace kosci policzkowe, dlugie palce.

Dwoch Szejkow rozsiadlo sie nad kawa w papierowych kubkach.

Filipnczycy sprzataja i sprzedaja.

A Polka pisze.
  

5 komentarzy:

  1. swietny post, lubie Cie czytac :) ciekawy watek z kapelusznikiem.
    moj maz leci niedlugo do Afg..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Bardzo mi miło! A co z Twoim Mężem? Na długo przylatuje? Co będzie robił?

      Usuń
    2. Jedzie do ojca, praca czeka inshAllah...ale wiesz, jakos nie czuje strachu.

      Usuń
  2. Świetny wpis :) czytając siedziałem razem z Tobą w tym gejcie.

    OdpowiedzUsuń