niedziela, 24 czerwca 2012

Zachód słońca

Nie mogłam odmówić sobie takiej przyjemności. Po prostu wyszłam z pracy wcześniej (przed siódma byłam już w domu), żeby tak po prostu pobyć trochę ze sobą. Po prostu po uśmiechać się do świata, poczytać książkę, porobić zdjęcia. Może to te różowe chmury, może słońce które podświetla góry. A może po prostu ilość pozytywnej energii w pracy. Coś sprawia, że moje serce czuje się szczęśliwe, że wróciłam. Albo to wszystko razem wzięte. Czuje się zrelaksowana. Zabawne, prawda? Zrelaksowana w Kabulu.

Dzisiaj była idealna pogoda. Było ciepło, ale nie tak, że chcesz chodzić nago, tylko tak przyjemnie, kojąco ciepło. Nieśpiesznie i dokładnie wykonywałam swoje obowiązki w pracy, ciesząc się kolejnymi zadaniami, które po prostu sprawiały mi przyjemność. Czułam się zrelaksowana i szczęśliwa. Dziękuję za to :)

Ponad tydzień temu wyruszyłam z Polski - najtańszym połączeniem do Afganistanu - Warszawa-Kijów (autokarem Ecolines) następnie noc w hostelu, który bardzo polecam "Kiev Central Station" prowadzonym przez Brazylijczyka i jego dziewczynę z Polski. Niestety nie pamiętam jak się nazywała, ale była bardzo, bardzo fajną osobą, która powiedziała mi rzecz następującą:
- Skończyłam ukrainistykę na UJocie i w tym samym czasie dużo imprezowałam w hostelu. Potem pomyślałam, żeby to jakość połączyć i wspólnie z koleżanką założyłyśmy nasz maleńki hostel w Kijowie. Zaledwie na dwadzieścia osób. Wzięłyśmy kredyt w banku, znalazłyśmy mieszkanie, wynajęłyśmy je i już. Tak od trzech lat. Wtedy to była nisza. Osiem hosteli. Dziś jest pięćdziesiąt! Wiesz jak to jest - po prostu znajdź miejsce w którym chcesz pomieszkać i otwórz hostel. 
Uśmiechnęłam się do tej myśli. No proszę, jak to życie podtyka pomysły i w dodatku dokładnie tłumaczy jak je wykonać. Dzięki temu spotkaniu dostałam takie ABC hostelarstwa. Pomyślałam - No dobrze Aleksandro, to czemu byś tak nie uskładała kasy z Afganistanu i nie otworzyła gdzieś hostelu? - A jednak w sercu Aleksandry obudził się mały opór. Że jednak nie, bo to co sobie cenie to taka wolność. Takie "nie-do-końca-przywiązanie-do-miejsca", a ciężko wyobrazić sobie coś co przywiązuje bardziej niż hostel i goście o których trzeba dbać. Albo, po prostu, nie znalazłam jeszcze "TEGO" miejsca na hostel. Jak znajdę to Wam powiem, ale raczej nie na blogu "doafgu".
To co jest moją wielką miłością to podróże. Dobrze ujęła to Elizabeth Gilbert pisząc:
"... traveling is the great true love of my life. (...) I am loyal and constant in my love for travel, as   I not always been loyal and constant in my other loves. I feel about travel the way a happy new mother feels about her impossible colicy, restless new born baby - I just don't care what it puts me through. Because I adore it. Beacause it's mine. Because it looks exactly like me. It can barf all over me if it wants to - I just don't care."
Jeżeli chodzi o "wymiotowanie na mnie całą" to Afganistan jest całkiem blisko, chociaż muszę przyznać, ze wzięcie z polski Nifuroksazyd było najlepszym pomysłem ever. Wczoraj obyło się bez antybiotyków, a dziś czułam się już naprawdę dobrze. Że tak się uzewnętrznię.  
Zachód słońca dobiega końca. Mułła już wołał na modlitwę. Ale zanim zaszło słońce, w moim ogrodzie było tak: 
Mój ogród w domu przy ulicy Szóstej. Po prawej duży dom.  Na wprost  mały domek  w którym mieszkają  Wiolonczelistka i Restaurator.


Pergola z winoroślami. I drabina oczywiście. 
Kiedy mieszkałam w budynku Radia, kiedy tam pracowałam, wracałam czasem wieczorem ze spotkań różnorakich i wchodząc byłam szczęśliwa, że tam mieszkam. Ale kiedy przeprowadziłam się tutaj z zalała mnie fala radości. Takie cudne miejsce (którego uroku nie oddają przygaszone kolory wieczoru). Ciekawe czy będę lubić mój kolejny dom - wszyscy się razem stąd wyprowadzamy, więc szykują się zmiany. Będę mieszkać jeszcze bliżej pracy, może będę dzięki temu do niej chodzić. Wiolonczelistka mi powiedziała, że tamten dom jest fajniejszy niż ten. Zobaczymy. 


A jak wyglądał zachód słońca? Nad dachami Kabulu?




Dziś chce mi się mówić o pięknie.

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Myślę, że to dobre słowo na to czym jest dla mnie podróżowanie :)

      Usuń
  2. Dzięki, dzięki, dzięki... w końcu jakieś fotki. Pomagają dopowiedzieć sobie resztę. Jak było w pl?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo proszę! Postaram się, żeby było ich więcej, bo rzeczywiście słowa słowami, ale co obraz to obraz.

    W Polandzie było świetnie. Dobrze jest spotkać ludzi, którzy są ważni i których nie widziało się tak długo. A po za tym, to ciekawe, bo przeżyłam szok kulturowy - w Austrii poszłam z moim włoskim przyjacielem nad rzekę i zupełnie przypadkiem trafiliśmy na zagłębie klubowe gdzie bawiła się wiedeńska młodzież (17-22 lata). Szok. Po prawie pół roku w Afganistanie zobaczyłam dziewczyny w szortach, rozbawione europejskie towarzystwo po kilku drinkach i po prostu nie wiedziałam co ze sobą zrobić. To było DZIWNE. A potem wracając z lotniska do domu (Kabul) zobaczyłam kobitke w burce i poczułam "czil - to normalne". Aż się sama sobą zadziwiłam. Ja Europejskie zwierze. I takie rzeczy ;)

    OdpowiedzUsuń