To nie jest coś czym podzieliłabym się na miłym spotkaniu towarzyskim chcąc opowiedzieć anegdotę. To raczej coś absolutnie nudnego, w czym nie ma NIC interesującego. I właśnie przez to jest niezwykłe: zamnięcie w czterech ścianach naszego domu. Już tłumaczę.
W związku z tym, że mój ostatni projekt to w gruncie rzeczy uniwersytet nigdy nie miałam tam swojego biura. Miałam biurko przy którym czasem siadałam, ale tak naprawdę zasadniczą część czasu od kiedy przeszkoliłam mój zespół - a już całe pisanie raportu - pracowałam z domu. Miało to różne podłoże - głównie związane z bezpieczeństwem - Afganistan nie miał prezydenta, nie było wiadomo czy nie wybuchnie wojna domowa. Samochodu wylatywały w powietrze. Było nieciekawie. Teraz już trochę wiemy - Amerykanie zostają bo została podpisana umowa pomiędzy nimi, a Afganistanem. Mowa jest o 2024 "and beyond". To jest długa perspektywa. Ciekawe czy to również oznacza, że środki pomocowe na rozwój Afganistanu zostaną odmrożone. Jak powiedział mój znajomy "niekoniecznie, jest teraz tyle trudnych krajów, że z łatwością możnaby skierować tą kasę w innym kierunku". Co prawda to prawda. Ale wydaje mi się, że stoimy w unikalnym momencie, kiedy pierwsze pokolenie wychowane we względnym spokoju w Afganistanie wchodzi w dorosłość i byłoby mega gdyby ta wymiana pokoleń mogła nastąpić w czasach względnego ładu. Z drugiej strony źli panowie w czarnych turbanach zaczynają się lubić z IS. A to nie jest najlepszy z możliwych scenariuszy.
Tak czy siak - ostanie prawie 2 miesiące spędziłam głównie w domu. W naszym małym, ogrodzonym wysokimi murami ogrodzie. Patrząc na drut kolczasty po którym wspinają się winorośle, dające najlepsze winogrona świata. To dało mi do myślenia. Pierwsze kilka tygodni byłam zajęta pisaniem raportu ale nagle okazało się, że zamknięcie odbija mi się na kreatywności i zdolności do koncentracji. Byłam bardzo zdziwiona, bo zamiast móc się skupić na sześć - osiem godzin dobrego pisania, po trzech byłam zmęczona. Frustracja z niemożności pisania jest bardzo... frustrująca. Skończyłam rapot, wszystko wyszło bardzo fajnie ale to doświadczenie natchnęło mnie do pomyślenia o tym co Talibowie zrobili kobietom zamykając je na lata w domach. Czasem domach bez ogrodów. Czasem domach skąd nie mogły wyjść miesiącami. Latami.. Radosław Sikorski, w swojej książce "Prochy świętych" wspomina o pani profesof literatury rosyjskiej, która przetrwała okres talibski zamknięta w domu, tłumacząc książki. Przetłumaczyła siedem. Rozmawiając z naszym przyszłym ministrem foreign affiars podeszła do tego z pewnym humorem. Mnie natomiast zrobiło się słabo kiedy to czytałam. Więzienie bez wyroku. Jeszcze ok, jeśli masz się czym zająć, ale co jeżeli nie masz absolutnie nic do roboty?
Także ostatnio byłam dużo w domu. Co było w sumie ciekawym doświadczeniem jeszcze z innego powodu - od kiedy przyjechałam tu w 2011 roku głównie pracowałam tak dużo, że w domu tylko spałam. Plus bujne życie towarzyskie przez pierwsze dwa lata. Teraz kiedy prawie wszyscy znajomi wyjechali, kiedy trzeba było zostać w domu -zwłaszcza kilka dni - dało mi szansę skupić się na cudnych drobiazgach życia na małej - za to względnie bezpiecznej - przestrzeni. Jednym z nich jest:
Ok, jak ona może się wabić? Proszę pomyśleć o najbardziej nieodpowiednim imieniu dla psa żyjącego w Afganistanie. Proszę pomyśleć o czymś najbardziej zakazanym.
Nasz pies nazywa się Pork Chop. Kotlet z wieprzowiny. Ktoś kto mieszkał w naszym domu przed nami miał.. ekhem... niezłe poczucie humoru.
W związku z tym, że mój ostatni projekt to w gruncie rzeczy uniwersytet nigdy nie miałam tam swojego biura. Miałam biurko przy którym czasem siadałam, ale tak naprawdę zasadniczą część czasu od kiedy przeszkoliłam mój zespół - a już całe pisanie raportu - pracowałam z domu. Miało to różne podłoże - głównie związane z bezpieczeństwem - Afganistan nie miał prezydenta, nie było wiadomo czy nie wybuchnie wojna domowa. Samochodu wylatywały w powietrze. Było nieciekawie. Teraz już trochę wiemy - Amerykanie zostają bo została podpisana umowa pomiędzy nimi, a Afganistanem. Mowa jest o 2024 "and beyond". To jest długa perspektywa. Ciekawe czy to również oznacza, że środki pomocowe na rozwój Afganistanu zostaną odmrożone. Jak powiedział mój znajomy "niekoniecznie, jest teraz tyle trudnych krajów, że z łatwością możnaby skierować tą kasę w innym kierunku". Co prawda to prawda. Ale wydaje mi się, że stoimy w unikalnym momencie, kiedy pierwsze pokolenie wychowane we względnym spokoju w Afganistanie wchodzi w dorosłość i byłoby mega gdyby ta wymiana pokoleń mogła nastąpić w czasach względnego ładu. Z drugiej strony źli panowie w czarnych turbanach zaczynają się lubić z IS. A to nie jest najlepszy z możliwych scenariuszy.
Tak czy siak - ostanie prawie 2 miesiące spędziłam głównie w domu. W naszym małym, ogrodzonym wysokimi murami ogrodzie. Patrząc na drut kolczasty po którym wspinają się winorośle, dające najlepsze winogrona świata. To dało mi do myślenia. Pierwsze kilka tygodni byłam zajęta pisaniem raportu ale nagle okazało się, że zamknięcie odbija mi się na kreatywności i zdolności do koncentracji. Byłam bardzo zdziwiona, bo zamiast móc się skupić na sześć - osiem godzin dobrego pisania, po trzech byłam zmęczona. Frustracja z niemożności pisania jest bardzo... frustrująca. Skończyłam rapot, wszystko wyszło bardzo fajnie ale to doświadczenie natchnęło mnie do pomyślenia o tym co Talibowie zrobili kobietom zamykając je na lata w domach. Czasem domach bez ogrodów. Czasem domach skąd nie mogły wyjść miesiącami. Latami.. Radosław Sikorski, w swojej książce "Prochy świętych" wspomina o pani profesof literatury rosyjskiej, która przetrwała okres talibski zamknięta w domu, tłumacząc książki. Przetłumaczyła siedem. Rozmawiając z naszym przyszłym ministrem foreign affiars podeszła do tego z pewnym humorem. Mnie natomiast zrobiło się słabo kiedy to czytałam. Więzienie bez wyroku. Jeszcze ok, jeśli masz się czym zająć, ale co jeżeli nie masz absolutnie nic do roboty?
Także ostatnio byłam dużo w domu. Co było w sumie ciekawym doświadczeniem jeszcze z innego powodu - od kiedy przyjechałam tu w 2011 roku głównie pracowałam tak dużo, że w domu tylko spałam. Plus bujne życie towarzyskie przez pierwsze dwa lata. Teraz kiedy prawie wszyscy znajomi wyjechali, kiedy trzeba było zostać w domu -zwłaszcza kilka dni - dało mi szansę skupić się na cudnych drobiazgach życia na małej - za to względnie bezpiecznej - przestrzeni. Jednym z nich jest:
Ok, jak ona może się wabić? Proszę pomyśleć o najbardziej nieodpowiednim imieniu dla psa żyjącego w Afganistanie. Proszę pomyśleć o czymś najbardziej zakazanym.
Nasz pies nazywa się Pork Chop. Kotlet z wieprzowiny. Ktoś kto mieszkał w naszym domu przed nami miał.. ekhem... niezłe poczucie humoru.
Miło cię przeczytać
OdpowiedzUsuńZamknięcie w domu tak jak piszesz gdy ma się coś do zrobienia daje namiastkę życia ale nie mając co zrobić z czasem można zwariować po prostu. Nawet więźniowie są czymś zajęci, by nie zgłupieli ale i tak bójki i nienawiść wybucha z byle powodu. :(
OdpowiedzUsuńPies w Afganistanie. Nie mają tam zwierzęta dobrego życia, zapewne. A czy to Wasz pies?
Mieć psa w tym kraju gdy będziesz wracać wyjeżdżać on zostanie bo nie ma możliwości zabrania go/jej ze sobą, już się martwię bo kocham zwierzęta. Czytałam wywiad z uciekinier z Donbasu na Ukrainie, nie mógł zabrać ze sobą swojego psa, martwił się o niego.
Bardzo lubię czytać Twoje posty. Opisujesz rzeczywistość nam nieznaną a dla Ciebie codzienną. Ciepło pozdrawiam z Polski.