Znouw zaczal wiac "wiatr zmian". Na razie nie wieje z pelna moca, ale juz czuje przez skore, ze niedlugo porwie mnie z moca huraganu i wypluje gdzies po drugiej stronie. Miejmy nadzieje, ze nie po drugiej stronie linii zycia, a po prostu po drugiej stronie zmiany. To jeden z tych nie wielu momentow, kiedy lapie sie na mysli jak bardzo doceniam kabulska rutyne w ostatnich dniach. Ma to zapewne wiele zwiazku z tym, ze mimo ze zdazaja sie stresowe sytuacje, to nie maja one mocy chwiania fundamentami mojego zaczepienia w rzeczwistosci.
Doceniam to jak bardzo ostatnio nudze sie w pracy. To bardzo ciekawe, ze tak sie dzieje, ale ostatnia zmiana tempa jest tak niesamowita, ze az brak mi slow. Wczoraj bylam nawet w stanie wyjsc z pracy po 8 godzinach!! Wczesniej pracujac w poprzek 2 projektow, teraz jestem na jednym i zdazaja mi sie momenty w pracy, zeby nie pracowac podczas przerwy na lunch. Cos niesamowitego. Ciekawe, czy tak wlasnie pracuja normalni ludzie.
Zabawne jest to, ze moja pierwsza nie-studencka (pelny wymiar godzin) robote dostalam w Afganistanie, wiec nawet nie wiem czy to specyfika tego kraju ze tak dlugo zdarza mi sie pracowac, czy po prostu "tak jest", a moze po prostu "ja tak mam". Wiem, ze na poczatku to byla kwestia pracy po angielsku. Zupelnie czym innym jest studiowac po angielsku, a zupelnie czym innym pracowac w drugim jezyku. Nadal nie mam tempa pisania nativow, ale jest juz duzo duzo lepiej. Jestem w stanie napisac raport na piec stron w ciagu 3 godzin zbierajac materialy z 5 zrodel. Tak czy siak, wiem ze ta sytuacja sprzed 3 miesiecy, kiedy pracowalam non-stop (2 godziny na sen i do pracy) dala mi szanse duzo sie nauczyc, ale mam szczera nadzieje, ze nie bede musiala juz tego powtarzac. A gdybym musiala, to na zapas doceniam to, ze moge ponudzic sie w pracy robiac workplan i nie majac zadnych dodatkowych obowiazkow "na wczoraj".
W dodatku przyszla jesien. Kabul jest szary, zablocony i mokry. Przypomina Polske kolorem nieba w listopadzie. I to przeciez nie jest nostalgia, bo gdzie to tesknic za listopadem w Warszawie (?!) ale powietrze pachnie jak jesien/zima w gorach - co jest mile. Zaczelam nosic swetry i sztyblety, pic energetyki i cwiczyc joge - jesien, jesien. Jest super kiedy nic sie nie dzieje. Tylko ten wiatr. Wiatr przynoszacy zmiany. Zaczyna poruszac papierami na moim biurku.
Doceniam to jak bardzo ostatnio nudze sie w pracy. To bardzo ciekawe, ze tak sie dzieje, ale ostatnia zmiana tempa jest tak niesamowita, ze az brak mi slow. Wczoraj bylam nawet w stanie wyjsc z pracy po 8 godzinach!! Wczesniej pracujac w poprzek 2 projektow, teraz jestem na jednym i zdazaja mi sie momenty w pracy, zeby nie pracowac podczas przerwy na lunch. Cos niesamowitego. Ciekawe, czy tak wlasnie pracuja normalni ludzie.
Zabawne jest to, ze moja pierwsza nie-studencka (pelny wymiar godzin) robote dostalam w Afganistanie, wiec nawet nie wiem czy to specyfika tego kraju ze tak dlugo zdarza mi sie pracowac, czy po prostu "tak jest", a moze po prostu "ja tak mam". Wiem, ze na poczatku to byla kwestia pracy po angielsku. Zupelnie czym innym jest studiowac po angielsku, a zupelnie czym innym pracowac w drugim jezyku. Nadal nie mam tempa pisania nativow, ale jest juz duzo duzo lepiej. Jestem w stanie napisac raport na piec stron w ciagu 3 godzin zbierajac materialy z 5 zrodel. Tak czy siak, wiem ze ta sytuacja sprzed 3 miesiecy, kiedy pracowalam non-stop (2 godziny na sen i do pracy) dala mi szanse duzo sie nauczyc, ale mam szczera nadzieje, ze nie bede musiala juz tego powtarzac. A gdybym musiala, to na zapas doceniam to, ze moge ponudzic sie w pracy robiac workplan i nie majac zadnych dodatkowych obowiazkow "na wczoraj".
W dodatku przyszla jesien. Kabul jest szary, zablocony i mokry. Przypomina Polske kolorem nieba w listopadzie. I to przeciez nie jest nostalgia, bo gdzie to tesknic za listopadem w Warszawie (?!) ale powietrze pachnie jak jesien/zima w gorach - co jest mile. Zaczelam nosic swetry i sztyblety, pic energetyki i cwiczyc joge - jesien, jesien. Jest super kiedy nic sie nie dzieje. Tylko ten wiatr. Wiatr przynoszacy zmiany. Zaczyna poruszac papierami na moim biurku.
Jak zmiany - to tylko na lepsze!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci jak najwięcej wytchnienia. Bardzo Cię podziwiam za to co robisz i jak to mimo wszystko znosisz. Przepraszam, jeśli jakoś nadużyję Twojej tu na blogu gościnności i uderzę w bardziej osobisty ton, ale jestem ciekawa, kiedy ostatnio byłaś na wakacjach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewa
Ewa, dziekuje. :) Na wakacjach bylam bardzo niedawno - kiedy bronilam moja prace magisterska, czyli wrocilam miesiac temu do Kabulu. Sek w tym, ze to miasto ma w sobie cos wysysajacego, ze im dluzej tu jestes tym czesciej musisz wyjezdzac, bo czujesz sie po prostu zmeczona. To jest kwestia braku ruchu i zanieczyszczenia powietrza. Ktore podobno bywa takie jak w Pekinie, chociaz w Pekinie nie bylam, wiec potwierdzic nie moge.
UsuńPozdrawiam :)
Zmiany, to coś co mnie napędza. Mam nadzieję, że Twoje też dodadzą Ci skrzydeł :-)
OdpowiedzUsuńDodaja :) napisze o nich jak bede miec podpisane papiery :)
UsuńNajważniejsze to pozytywnie patrzeć w przyszłość :)
OdpowiedzUsuń