niedziela, 27 maja 2012
Oddech
Oddycham majowym powietrzem Kabulu. Jest pieknie. Kwitna wielkie roze w ogrodach za murami. Czesto pada deszcz, wiec powierzte jest swieze i czyste. Niebo blekitne. Kiedy budze sie rano widze osniezone wierzcholki smoczych gor. Odetchnelam bo wykonalam jedno z tych duzych zadan w pracy. Czuje sie jakby mi ktos zdjal obrecze z serca. Napewno beda jakies komentarze i zmiany, ale tym razem mialam wystarczajaco duzo czasu, zeby przeanalizowac i sprawdzic co oddaje. Dlatego tez sie usmiecham.
Przyszlam dzis rano do pracy. W biurze pachnialo chlebem swiezo pieczonym przez Maje z Uzbekistanu, ktora od tygodnia dla nas gotuje. Siedze sobie wygodnie i mam przed soba perspektywe przylotu do Europy, do Polski. Ciesze sie tym momentem. Life is good.
wtorek, 22 maja 2012
Dramaty mijajacego tygodnia i tecza w poincie
Dramaty mijajacego tygodnia to wpis o tym co wydarzylo sie od ubieglebo piatku do dzis.
Zaczelo sie mocno.
Zaczelo sie od trzesienia ziemi.
Zupelnie powaznie, choc brzmi to absurdalnie dla osob z Polski, przezylam w Kabulu trzesienie zmiemi 4.8 w skali Richtera. 4.8 jest opisane jako "odczowalne przez wiekszosc osob, nieszkodliwe". Takie tez bylo - wiekszosc ze znajomych zdala sobie sprawe co sie dzieje, ale Domenic z ktorym dziele biuro nawet nie zauwazyl, ze cos sie stalo. Zadnych zniszczen. Ale wystarczylo, zebym poczula sie zagrozona i zadzwonila do mojego ziomka z Mexyku, on do mnie - Nie badz beksa, u nas w Mexyku ziewamy na wszystko ponizej 7.
7 w skali Richtera jest opisane jako "powazne zniszczenia". A potem zostalo mi wyjasnione, ze tu jest zbyt "skaliscie" zeby cos silniejszego sie wydarzylo. Tylko, ze nie poprzestalam na tym, wydrukowalam sobie 40 stron geologicznej analizy sejsmicznej Afganistanu i juz wiem, ze to nie prawda. Ale jest nadzieja, ze bedzie dobrze, bo Kabul nielezy bezposrenio na linnii wystepowania trzesien tylko tak powiedzialabym 50 km na Wschod. Wciaz jest wyzsze prawdopodobienstwo zatrucia pokarmowego niz trzesienia ziemi ;)
Bezposrednio po trzesieniu okazalo sie, ze mimo, ze to moj jedyny wolny dzien, ale jest tyle do zrobienia, ze zdecydowalam sie go poswiecic na to co wazne i dokonczyc robote. Myslalam, ze skoncze o 22, 24, 3,... skonczylam o 15 nastepnego dnia co dalo mi 25 przepracowanych godzin i 2 godzinna przerwa na drzemke na biurowj kanapie. Skonczylam. Ale.
Czego mozna sie spodziewac po osobie, ktora nie spala 30 godzin i zajmuje sie ksiegowoscia? Bledow. I to nie tych matematycznych ale... ortograficznych i niestety kilku rzeczowych. Przy ogolnym cisnieniu, zblizajacych sie deadlinach, wyjezdzie Szefa i generalnej presji (gigantycznej) odebralam notatke do mnie w jej istniejacym formacie (bardzo ostry jezyk wypowiedzi Kapitana Okretu) bardzo osobiscie. Kto zna mnie i moja obsesje perfekcji tego to pewnie nawet nie zdziwi, ale dopadly mnie emocje. Majac pelna swiadomosc, ze zadanie bylo niewykonalne, wykonalam je. Zagielam czasoprzestrzn, zaginajac siebie. Wlazylam bardzo wielw wysilku. Przepracowalam 25 godzin pod rzad. A potem sie rozchorowalam. A potem zobaczylam ile moja praca wzbudzial w Kapitanie Okretu agresji. Reakcja byla powolna, ale stanowcza. Mowiac krotko dostalam "bardzo dziwnego typu alergii, kiedy lzawia ci oczy, no wiesz i to z pewnoscia ma jakis zwiazek z tym afganskim kurzem". Na szczescie swiadek mojej "alergii" jest gosciem, ktory "cares about people" i nie tylko bardzo mnie zmotywowal, pokazal, nauczyl, zrozumial ale i serio, serio wsparl. Pokazal, ze tak naprawde nic sie nie stalo, a Kapitan Okretu po prostu byl najbardziej zestresowanym czlowiekiem w Wszechswiecie, kiedy to pisal. A potem mielismy rozmowe na tematy ogolne i uswiadomil jedna rzecz. Ja naprawde mam dopiero 24 lata. I w tym swiecie to jest dopiero.
Zaczelam pracowac jak mialam osiemascie lat. Byl czas, ze ciagnelam dwa kierunki i pol etatu pracy. Przez pol roku. I myslalam, ze jestm twarda. Myslalam, ze jestem twarda po tym jak przetrwalam zime w afganskim radiu, a jedyna szkoda sa odmrozone dlonie. Ale jeszcze twarda nnie jestem, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek sie stane. Dostalam cholernej "alergii" w najbardziej przyjaznym mi miescu w ktorym dotychczas pracowalam. Mieszanka ambicji, presji, nerwow, tego, ze jestem nowa i nigdy wczesniej nie zajmowalam sie finansami, ksiegowoscia + to, ze za murami mojego bezpiecznego biura jest Afganistan.
Przed wczoraj w nocy sie rozchorowalam. Wszechstronne problemy zoladkowe. Bywa.
Chcialam tu tylko powiedziec, ze zycie jest pelne wyzwan, a ja po moich lzach czuje sie jakby wstal nowy dzien po deszczu. Czuje sie, ze zrzucilam ciezar z ramion i jestem wdzieczna i szczesliwa, ze uslyszalam tyle dobrych slow od osoby ktorj slowa maja tu znaczenie. To wspaniale uczucie, ze ktos z kim pracujesz widzi w tobie czlowieka, a nie tylko maszynke do wykonywania zadan. To niesamowite, ze kogos obchodzi czy dobrze jesz. To niesamowite, ze ktos rozumie, ze nieszczesliwy czlowiek nie bedzie w pelni efektywnie pracowal. To fantastyczne. A Kapitan Okretu nie jest zlym gosciem. Po prostu wszyscy bywamy czasem pod presja. A ponad to co wazne - po deszczu mamy tecze. Szeroko i szczerze sie do Was usimiecham.
niedziela, 13 maja 2012
Niesamowitosci
Duzo sie zmienilo od czasu mojego ostatniego wpisu. Wlasciwie moglabym powiedziec, ze prawie wszystko co dotyczy mojego zycia w Kabulu.
Po piewsze moim glownym miejscem zatrudnienia przestalo byc juz radio. Ciagle mam tam swoj program = "give me 5" the best western music bla bla bla, ale nie pracuje juz w dziale rozwoju biznesu. Zaczelam pracowac jako "finance¶legal" w amerykansiej kancelarii prawnej. Mowiac krotko zmiana o 180 stopni. Moje jedyne doswiadczenie z finansami - jak dotychczas polegalo na oddaniu pitow mojej Mamie, ktora to oddawala je ksiegowej. A dzis zajmuje sie rozliczaniem podatkow w Afganistanie. I to nie jest nunde. To jest jakies drugie pytanie, ktore sie pojawia kiedy mowie, ze zmienilam prace z najbardziej niesamowitej jaka mozna sobie wyobrazic - Developement Manager w Afganskim radiu na Finance&Paralegal w amerykanskiej kancelarii w Kabulu. Nie - to nie jest nudne. Mowiac szczerze - niesamowicie mi sie podoba. Wszystko jest nowe - to raz, moje dzialania maja swoj gleboki uzyteczny sens, poznaje system ktory dziala wedlug regul, o ktorych nie mialam pojecia. Ucze sie jak funkcjonuje firma - nawet nie konkretnie ta, po prostu - jak robi sie ksiegowosc, jak rozlicza sie to i tamto - jak taki obiekt funkcjonuje w przestrzeni prawa Afganistanu. I to jest MEGA. Nie slizgam sie po powierzchni dzialan pozorowanych tylko jestem na drodze do rozumienia pelnego obrazu. Odkrylam dla siebie cos mega - prawo afganskie jest przetlumaczone na angielski, wydrukyje sobie i poczytam do poduszki.
Apropos poduszki. Musze kupic poduszke, koldre, poszewke, przescieradlo i juz. Przeprowadzilam sie z radia. Moj nowy pokoj jest niesamowity. Czysty, piekny, jasny. Prawie nic w nim jeszcze nie ma - bo tymczasowo kasy brak na zmiany, ale powaznie jest mega. Ludzie w moim nowym domu sa naprawde fajni. Kazdy ma wady i zalety, ale ogolnie jest zdecydowanie bardziej na plus. Mieszkam z Restauratorem, Wioloczelistka, Francuzem i Dziennikarzem.
Wczoraj mialam bardzo mila rozmowe z Francuzem. Odkrylam, ze ma... 23 lata i jest advisorem w ministerstwie. Witajcie w Afganistanie - kraju wielkich mozliwosci. :) Uroczy gosc, cieply, fajny z takim rodzaje wrodzonej ciekawosci wobec otaczajacego go swiata, ktora nadaje zyciu smak. Restaurator, natomiast, ma swoj wlasny lokal w Kabulu - imprezownie&restauracje. Ma tez zylke do interesow, leb na karku, reke do kwiatow i do drewna. Wioloczelistka jest Amerykanka z polskimi korzeniami i polskim nazwiskiem. Nosi duze okulary i blond wlosy upiete w kok, ktory moze wygladac tak naturalnie tylko na osobie, ktora przez lata koncertowala w szkole muzycznej. Restaurator i Wiolonczelistka sa para. Wydaje sie, ze bardzo dobrze dobrana i zbalansowana. Ze az dziw. No i dziennikarz - widzialam go raz. Wyjechal na dwa tygodnie do gdziestam. Jeszcze przyjdzie czas sie znim zapoznac.
Tak wiec zmiany. Zmiany. Zmiany.
I do Austrii lece. Na wesele mojego szefa i "mojej" Polki z Kabulu. Europo - juz nie dlugo :) Szkoda, ze nie dam rady przyleciec do Polski. Ale niestety - kasy nie starczy - taka prawda. Dlatego bede sie bardzo cieszyc tym tygodniem w Austrii. A potem we wrzesniu Polska. Po osmiu miesiacach nie bycia w domu.... I mowiac szczerze - pierwszy raz w zyciu, naprawde czuje cos jak tesnkote za domem. Nie cos takiego, ze "tu mi zle" i chce do domu. Nie. Tu mi dobrze. Ale po prostu ciezko tak na sercu kiedy mysle o rodzinie i chcialo by sie pogadac normalnie itd. Eh. Dosc tej nostalgii :)Jest cudna pogoda, duzo sie ucze, "rozwijam mozg". Otwieram oczy. Jest dobrze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)