To całkiem zabawne - przez tyle miesięcy nie miałam ochoty pisać, a teraz jakby ktoś odkręcił zawór. Obrazy z Kabulu przewijają się przed oczami. Poruszają palcami po klawiaturze.
Jechałam do pracy. Kabulski korek. Nie da się oddychać od zanieczyszczenia. Chłopcy podchodzą do samochodu i przez otwarte okno wpuszczają do środka dym "przeciw złemu oku". Odejdą jak im zapłacimy. Zamykamy okna. Nie chcemy płacić. Oni okadzają auto tak, że powietrze z dymem wpada przez nawiew. Nie możemy się ruszyć bo korek. A przecież nie wysiądziemy. Kierowca się denerwuje, chce ich przepędzić. Korek rusza. Łapczywie łapiemy powietrze. Patrzę, że chłopcy upatrzyli sobie inny samochód. Kiedy patrzę na nich znowu, ten młodszy - może dwanaście lat - leży na chodniku ze śliną na ustach, cały w drgawkach. Przechodnie przechodzą obok niego, nawet nie patrząc. Nie wiem co robić. Kierowca nie chce słyszeć o tym, żebym do niego wychodziła. Nie, nie otworzy drzwi.
Drugi raz to był chłopiec który niósł siatkę z pomarańczami. Pomarańcze się rozsypały a on leżał na chodniku w drgawkach. I znów nie wysiadłam z samochodu. Tym razem po prostu bałam się wysiąść.
Nie wiem nic o epilepsji. Pamiętam te małe ciała w brudnych ubraniach i obojetnych przechodniów.
Jechałam do pracy. Kabulski korek. Nie da się oddychać od zanieczyszczenia. Chłopcy podchodzą do samochodu i przez otwarte okno wpuszczają do środka dym "przeciw złemu oku". Odejdą jak im zapłacimy. Zamykamy okna. Nie chcemy płacić. Oni okadzają auto tak, że powietrze z dymem wpada przez nawiew. Nie możemy się ruszyć bo korek. A przecież nie wysiądziemy. Kierowca się denerwuje, chce ich przepędzić. Korek rusza. Łapczywie łapiemy powietrze. Patrzę, że chłopcy upatrzyli sobie inny samochód. Kiedy patrzę na nich znowu, ten młodszy - może dwanaście lat - leży na chodniku ze śliną na ustach, cały w drgawkach. Przechodnie przechodzą obok niego, nawet nie patrząc. Nie wiem co robić. Kierowca nie chce słyszeć o tym, żebym do niego wychodziła. Nie, nie otworzy drzwi.
Drugi raz to był chłopiec który niósł siatkę z pomarańczami. Pomarańcze się rozsypały a on leżał na chodniku w drgawkach. I znów nie wysiadłam z samochodu. Tym razem po prostu bałam się wysiąść.
Nie wiem nic o epilepsji. Pamiętam te małe ciała w brudnych ubraniach i obojetnych przechodniów.
wrocilas, super. uwielbiam twoj styl pisania.
OdpowiedzUsuńdziękuję. TAKI KOMPLEMENT. od kogo? :)
Usuńod staaarej lecz zawsze anonimowej czytelniczki (:
Usuńw takim razie, z szacunkiem do anonimowości - dziękuję raz jeszcze.
Usuń