Rzadko miewam takie chwile jak ta. Siedze przed komputerem, zjadlam juz piec serkow Babybel, a teraz rozpoczynam paczke skittelsow. Jest jeszcze widno, a ja juz nie jestem w pracy. Czekam az Francuz sie ogarnie i pojdziemy na kolacje. To wlasnie jest super w dzieleniu domu z fajnymi ludzmi. Mozna razem wyjsc, a nie trzeba sie wczesniej na to umawiac. Po prostu -Jestes glodna? -Jestem. -To chodzmy do Venue.
I to jest kolejna super sprawa. Moj dom jest zlokalizowany na tyle blisko Venue, ze mozemy tam pojsc. Wlasciwie moja okolica jest pelna restauracji. Co moze byc interesujacym odkryciem dla tych, ktorzy uwazaja, ze w Kabulu nie ma nic po za wojskiem. Restauracje dzielimy na expackie i nie-expackie. Jak je rozrozniamy? W nie-expackiej idac sama na lunch czulabys sie niezrecznie. Jako kobieta. W expackich, przekraczasz brame, mijasz ochroniarzy z karabinami, ktorys przeszukuje Ci torbe, ktos sprawdza Cie wykrywaczem metalu, przekraczasz kolejna brame (drzwi pancerne) i wchodzisz do swiata ktory pachnie kolonializmem zmieszanym z czym... no wlasnie z "Kabulem". Ale nie tym "Kabulem" ktory istnieje na prawde, ale tym ktory kazdy z nas buduje w swoim - no wlasnie, czym? - sercu.
Ostatnio bedac na BBQ uslyszalam rozmowe, ktora mnie zadziwila. Otoz poznalam narodowa reprezentacje Afganistanu w ... polo na sloniach. Tak, tak. Takie rzeczy robi sie chyba w Katmandu, jesli dobrze pamitetam. Wykupujsze uczestnictow w konkursie, slonia wyporzyczasz. I grasz sobie w polo b. dlugim kijem. Z grzbietu slonia. Uczestnictwo w konkursie kosztuje 12 tysiecy. Dolarow. Do tego hotel. Przelot. Jedzenie. No i jezeli chcesz wypelniac akwarium dzinem od czasu do czasu - to wiecej. W kazdym razie - co jest wazne - konkluzja opowiesci od polo na sloniach bylo to, ze reszta druzyn bardzo nie lubila narodowej reprezentacji Afganistanu, poniewaz -tu cytat- zachowywalismy sie tak jak bysmy wyszli z Gandamaka. Gandamak to po za traktatem, ktory przyznal Pasztunistan Indiom/Pakistanowi, to knajpa, pub - stylizowany na XIX wieczna oficerska kantyne. No w sensie kanjpe dla oficerow angielskiej marynaki wojennej - ryciny okretow pod zaglami. Mapy morskie. Mapy morskie! Co za ironia losu. Przez traktat zwany Gandamakiem (prosze sprawdzic, bo wiem to ze zrodel mowionych) obecny Afganistan nie ma dostepu do morza. A tu taki hit.
W Gandamaku na pierwszym pietrze wisi napis "Afganczykow i muzlmanow NIE obslugujemy". Podobno wlasciciel poszedl siedziec za sprzedawanie alkoholu muzulmanom i to go tak nastroilo. W kazdym razie Gandamak ma swoj klimat. Jedni go lubia, inni nie (X- Nie chodze do lokali gdzie nie wpuszczaja Afganczykow! Y- W koncu knajpa, gdzie moge sie zrelaksowac). W kazdym raze "zachowywac sie jak po wyjsciu z Gandamaku to byc glosno, byc wulgarnym, odreagowywac". Prosze sobie wyobrazic odreagowywanie takiego czegos, czego niektorzy tu doswiadczaja. Jazda.
Tak wiec nasza druzyna narodowa nie byla lubiana bo tam taki swiat och i ach, a oni tacy "Gandamak". A co konkretnie? No wlasnie zdazylo im sie napelnic akwaium dzinem. A potem je oproznic.
Kabul. Miasto zakurzone. Obskorne. Postsowieckie. Ortodoksyjne. Biedne. Bogate. Pelne dzwiekow. Suche.
I to jest kolejna super sprawa. Moj dom jest zlokalizowany na tyle blisko Venue, ze mozemy tam pojsc. Wlasciwie moja okolica jest pelna restauracji. Co moze byc interesujacym odkryciem dla tych, ktorzy uwazaja, ze w Kabulu nie ma nic po za wojskiem. Restauracje dzielimy na expackie i nie-expackie. Jak je rozrozniamy? W nie-expackiej idac sama na lunch czulabys sie niezrecznie. Jako kobieta. W expackich, przekraczasz brame, mijasz ochroniarzy z karabinami, ktorys przeszukuje Ci torbe, ktos sprawdza Cie wykrywaczem metalu, przekraczasz kolejna brame (drzwi pancerne) i wchodzisz do swiata ktory pachnie kolonializmem zmieszanym z czym... no wlasnie z "Kabulem". Ale nie tym "Kabulem" ktory istnieje na prawde, ale tym ktory kazdy z nas buduje w swoim - no wlasnie, czym? - sercu.
Ostatnio bedac na BBQ uslyszalam rozmowe, ktora mnie zadziwila. Otoz poznalam narodowa reprezentacje Afganistanu w ... polo na sloniach. Tak, tak. Takie rzeczy robi sie chyba w Katmandu, jesli dobrze pamitetam. Wykupujsze uczestnictow w konkursie, slonia wyporzyczasz. I grasz sobie w polo b. dlugim kijem. Z grzbietu slonia. Uczestnictwo w konkursie kosztuje 12 tysiecy. Dolarow. Do tego hotel. Przelot. Jedzenie. No i jezeli chcesz wypelniac akwarium dzinem od czasu do czasu - to wiecej. W kazdym razie - co jest wazne - konkluzja opowiesci od polo na sloniach bylo to, ze reszta druzyn bardzo nie lubila narodowej reprezentacji Afganistanu, poniewaz -tu cytat- zachowywalismy sie tak jak bysmy wyszli z Gandamaka. Gandamak to po za traktatem, ktory przyznal Pasztunistan Indiom/Pakistanowi, to knajpa, pub - stylizowany na XIX wieczna oficerska kantyne. No w sensie kanjpe dla oficerow angielskiej marynaki wojennej - ryciny okretow pod zaglami. Mapy morskie. Mapy morskie! Co za ironia losu. Przez traktat zwany Gandamakiem (prosze sprawdzic, bo wiem to ze zrodel mowionych) obecny Afganistan nie ma dostepu do morza. A tu taki hit.
W Gandamaku na pierwszym pietrze wisi napis "Afganczykow i muzlmanow NIE obslugujemy". Podobno wlasciciel poszedl siedziec za sprzedawanie alkoholu muzulmanom i to go tak nastroilo. W kazdym razie Gandamak ma swoj klimat. Jedni go lubia, inni nie (X- Nie chodze do lokali gdzie nie wpuszczaja Afganczykow! Y- W koncu knajpa, gdzie moge sie zrelaksowac). W kazdym raze "zachowywac sie jak po wyjsciu z Gandamaku to byc glosno, byc wulgarnym, odreagowywac". Prosze sobie wyobrazic odreagowywanie takiego czegos, czego niektorzy tu doswiadczaja. Jazda.
Tak wiec nasza druzyna narodowa nie byla lubiana bo tam taki swiat och i ach, a oni tacy "Gandamak". A co konkretnie? No wlasnie zdazylo im sie napelnic akwaium dzinem. A potem je oproznic.
Kabul. Miasto zakurzone. Obskorne. Postsowieckie. Ortodoksyjne. Biedne. Bogate. Pelne dzwiekow. Suche.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz