czwartek, 30 lipca 2015

Nowa radość życia

Bywa rożnie, ale świat jest piękny.

Na zdjęciu to wcale nie Afghanistan, a nasza Polska właśnie. Poszliśmy w góry na kilka dni - było super. Świetnie jest robić rzeczy. Robić więcej niż tylko praca - choćby praca była najciekawsza. Super jest się ruszać. Pisałam już o tym jak kiepsko jest, jeżeli nie używa się swojego ciała do sportu i ruchu - w tym roku i w podróży, i w Polsce, i w Afganistanie nie popełniłam tego błędu. A widoki? Widoki super :)

niedziela, 19 lipca 2015

Motocykle i Kabul

Tydzień temu nie umiałam jeździć na motocyklu. Czy dzisiaj umiem? Umiem podstawy na tyle żeby, ubrana po męsku, dojechać razem z przyjaciółmi 40 km po za Kabul i wrócić. Po drodze zrobiłam to zdjęcie:


Tak, wiem że to jest szaleństwo. Ale wiem, że to również jest wolność i piękno. Słodycz płynąca w żyłach. Dawno nie czułam się tak żywa. Tak szczęśliwa. 

czwartek, 2 lipca 2015

Warszawa - Kabul

Z krótką wizytą w Warszawie.

Kiedyś - dziś wydaje się, tak dawno temu - Warszawa była moim miastem. Oddychałam jej powietrzem, żyłam jej rytmem. Oczywiście, zawsze było wiele Warszaw i do wielu z nich nie miałam dostępu, ale był czas że mogłam powiedzieć, że znam to miasto po swojemu.
Pamiętam świty w Warszawie przy akompaniamencie pierwszych sobotnich tramwajów, kiedy po przetańczonej nocy szłam na południe, wzdłuż Marszałkowskiej, zmierzając do domu. Pamiętam Nowy Świat, który traktowałam jak swój "salon" czy może raczej "duży pokój". Nowy Świat był moim living roomem, kiedy studiowałam na Krakowskim i na Żurawiej i musiałam przebiegać tą odległość trzy-cztery razy dziennie. Był też siłownią, bo studiując na dwóch kierunkach musiałam biegać zaskakująco szybko.

Na pierwszym roku studiów zrobiłam kurs przewodników po Warszawie i jakimś cudem zdałam egzamin. Oprowadzałam zagranicznych turystów po Łazienkach. Nawet nie wpisuje juz tego w CV.

Czy to znaczy, że Warszawa przestała być ważna? Zdecydowanie nie. To zawsze będzie moje rodzinne miasto. Ale stała się obca. Kiedy jestem w Warszawie, nigdzie - w głębi serca -nie przynależe. Nie rozpoznaję jej jak starej znajomej.

Z resztą - prawda jest taka, że słoneczne i upalne dni jak dzisiejszy, nie pasują Warszawie. Warszawa jest miastem jesieni. Lato nie pasuje do jej faktury.

Kabul natomiast jest miastem lata. Słońca jasnego i palącego. Być może po raz pierwszy tak naprawdę nie wiem gdzie jest mój dom. Jestem wdzięczna za to uczucie. To rodzaj samotnej wolności do której tak dążyłam kiedy byłam młodsza.