Mam kilka przemyśleń związanych z moimi trzema latami przeżytymi w Afganistanie. Co zrobiłabym inaczej?
1) Zbalansowałabym może życie zawodowe z osobistym. Czytaj: odpoczywałabym.
2) Zadbałabym o jedzenie. Przwoziłabym więcej zdrowego i pełnowartościowego jedzenia za każdym razem lecąc do Kabulu. Robiła lunch do biura żeby nie musieć jeść tego co serwowane jest w stołówce.
Tu oczywiście rodzi się pytanie - skoro moi Afgańscy koledzy jedzą jedzenie na stołówce to chyba ja też powinnam, żeby nie było, że sie wynoszę. Otóż koniec z tym. To jest moje zdrowie i moje ewentualne pasożyty. Tylko lunch box.
3) Ćwiczyłabym raz dziennie. Brak ruchu jest zabójczy.
4) Czytałabym książki. To naprawdę straszne, że w pewnym momencie nie miałam nawet siły czytać. To jest oznaka ostatecznej degradacji, degeneracji, degrengolady, osobistego rozpadu.
5) Praktykowałabym wdzięczność. Za te małe rzeczy. I za te duże rzeczy.
1) Zbalansowałabym może życie zawodowe z osobistym. Czytaj: odpoczywałabym.
2) Zadbałabym o jedzenie. Przwoziłabym więcej zdrowego i pełnowartościowego jedzenia za każdym razem lecąc do Kabulu. Robiła lunch do biura żeby nie musieć jeść tego co serwowane jest w stołówce.
Tu oczywiście rodzi się pytanie - skoro moi Afgańscy koledzy jedzą jedzenie na stołówce to chyba ja też powinnam, żeby nie było, że sie wynoszę. Otóż koniec z tym. To jest moje zdrowie i moje ewentualne pasożyty. Tylko lunch box.
3) Ćwiczyłabym raz dziennie. Brak ruchu jest zabójczy.
4) Czytałabym książki. To naprawdę straszne, że w pewnym momencie nie miałam nawet siły czytać. To jest oznaka ostatecznej degradacji, degeneracji, degrengolady, osobistego rozpadu.
5) Praktykowałabym wdzięczność. Za te małe rzeczy. I za te duże rzeczy.