wtorek, 31 stycznia 2012

Afganskie kobiety w mediach vol. 1

Jak wiecie pracuje w afganskim radiu, ktorego misja jest wspieranie rozwoju demokratycznego spoleczenstwa. Nasze hasla to equality, education, sport activity & drug prevention. Mam wlasny program, ktory prowadze po angielsku - trzy razy w tygondniu, ale przede wszystkim zarzadzam dzialem rozwoju firmy. Jestem jedynym expatem w teamie i jedna z czterech osob, ktora plynnie mowi po angielsku. Z reszta komunikuje sie jezykiem uniwersalnym oraz moim bardzo podstawowym dari. Co nie przeszkadza nam dyskutowac.

Ostatnio, korzystajac z tej naprawde unikalnej okazji bycia czescia afganskiego spoleczenstwa zaczelam prowadzic mikrobadanie na temat problemow afganskich kobiet pracujacych w mediach. To dopiero poczatek, ale sadze ze warto podzielic sie na biezaco. Ponizej przedstawiam stwierdzenia kilku czlonkow zalogi mojego radia:

1. Kobieta pracujaca w mediach bedzie miala problem zeby znalesc sobie dobrego meza.
Zamiast odpowiedziec od razu dlaczego, przedstawymy sytuacje tak:
Kto to jest dobry maz? Dobry maz to taki, ktory jest "czysty" w momencie zawarcia slubu, nie flirtuje z innymi, nie oglada sie za innymi. Ciezko pracuje. Po pracy przychodzi do domu i cieszy sie zyciem rodzinnym. Absolutnie nie pije. Kobieta pracujaca w mediach bedzie miala problem, zeby znalesc kogos takiego.

Przyczyna lezy w tym jak taka kobieta jest postrzegana. Mimo wielu zmian, ktore zaszly w spoleczenstwie afganskim po upadku rezimu Talibow, kobieta, ktora pracuje w biurze - rowniez w mediach - spotyka sie z werbalna przemoca zwiazana z tym, ze przebywa i pracuje z mezczyznami. Mezczyzni plotkuja "Co tam sie bedzie dzialo, jezeli ONA tam jest". Nie postrzegaja jej przez pryzmat zawodowy, ale przez pryzmat jej fizycznosci. Kobieta pracujaca dazona jest mniejszym szacunkiem niz kobieta-matka.

Przypowiesc, ktorej nie pamietam zbyt dobrze: "Przychodzi uczen do Proroka i pyta: kto jest blizej Boga, moja mama czy moj ojciec. Prorok trzy razy odpowiedzial, ze mama, raz ze ojciec". Wniosek? 75% laski bozej jest przy kobiecie, 25% przy mezczyznie. Co wiecej, kazda kobieta, ktora dala zycie swojemu dziecku pojdzie do nieba. A jezeli syn bedzie postepowal w swoim zyciu tak, ze jego matka by mu nie wybaczyla, do nieba nie pojdzie. Dlatego wlasnie kobieta-matka jest obdazona wiekszym szacunkiem niz kobieta pracujaca.

Co jednak sie dzieje, kiedy kobieta pracujaca w mediach jest matka? Oczywiscie, jej pozycja jest wyzsza. Ale. Opowiedziano mi historie o kobiecie, ktora zajmuje dosc wysokie stanowisko w jednej z afganskich telewizji. Wydaje mi sie, ze nawet kiedys ja poznalam - jezeli to faktycznie ona, to jest niezwykle piekna, drobna kobieta o ktorej nigdy bysmy nie powiedzieli, ze moze miec szesciletniego syna. Ma wielkie ciemne oczy, swietny angielski i cienty zart. W kazdym razie, wyszla za maz, urodzila dziecko. I wtedy ludzie zaczeli plotkowac, ze wczesniej miala chlopaka. Maz nie wytrzymal plotek i sie z nia rozwiodl. Podkreslam - plotki dotyczyly jej zycia sprzed malzenstwa, a nie zdrady. Oliwy do ognia dolewal fakt, ze pracowala ona w mediach.


2. Ukrywanie tozsamosci
Kobieta pracujaca w mediach jest w szczegolnej sytuacji poniewaz pracuje w przemysle rozrywkowym. To kobiecie nie przystoi. Spotyka ja wtedy wiele plotek i docinek. Dlatego wlasnie dziewczyny pracujace w moim radiu... zmieniaja swoje imie i nazwisko kiedy przedstawiaja sie na antenie. Nie pozwalaja publikowac swoich wizerunkow na stronie internetowej. Chca pracowac w mediach. Ale nie chca rozglosu. Sprzeczne? Absolunie nie w tym kontekscie kulturowym


3. Kobieta pracujaca z mezczyznami moze latwo zostac skrzywdzona
Mezczyzni w tym kraju - wciaz, mimo,ze to sie zmienia, bo kobieta zaczyna byc traktowana jak czlowiek, a nie pol-czlowiek - z luboscia klamia kobietom, w celu ich wykorzystania. Tylko, ze kobiety juz wiedza, poniewaz od 10 lat pracuja z mezczyznami i juz nie tak latwo zrobic im krzywde.

4.Kobiecy glos i poswiecenie
Zeby dac szanse afganskim kobietom zaistniec w przestrzeni publicznej musza byc w mediach obecne i przeszkolone dziennikarki. Kobieta ze wsi pod Kabulem nigdy nie porozmawia z mezczyzna dziennikarzem. Wciaz. Mimo zmian, ktore zachodza w tym spoleczenstwie. Dlatego, zeby uslyszec kobiecy glos, ten kraj potrzebuje kobiet w mediach. Kobiet w mediach, ktore decydujac sie sluzyc "sprawie" przekreslaja swoje szanse na szczescie w malzenstwie.


Prawdopodobnie moja wypowiedz jest chaotyczna. Ale taka tez jest moja wiedza na ten temat. Jeden dzien rozmow. Trzech rozmowcow. Wsrod nich zadnej kobiety. Dlaczego? Bariera jest angielski. Niestety, zadna z moich kolezanek i podwladnych nie mowi tak dobrze, zebysmy sobie pogadaly o sprawach genderowych "na luzaku". Zeby dowiedziec sie wiecej musze umiec w dari zadac pytanie "Czy faceci w pracy robia Ci jakies problemy?", "Czy rodzina sie denerwuje, ze tu pracujesz?", "Czy obawiasz sie, ze zaden fajny chlopak moze Cie nie chciec, ze wzgledu na to, ze wybralas bycie dziennikarka?". No i musze jeszcze zrozumiec odpowiedz.

sobota, 28 stycznia 2012

Pukanie, sweter i rozgryzanie

W antropologii mowimy o czyms takim jak sposoby uzycia ciala. Naszego wlasnego oczywiscie. Ze sa one kulturowo uwarunkowane i ze nawet najbardziej podstawowe rzeczy nie sa "naturalne", a wlsnie kulturowe i tak np. sposob podcierania sie muzulmanow jest inny niz nasz - podmywaja sie - po to wlasnie im ten kranik i wezyk przy toalecie. Juz z reszta sam ksztalt kibelka sugeruje inny sposob uzycia ciala w momentach kluczowych - wystarczy przejechac granice ukrainska i pojawiaja sie "toalety tureckie" czyli "kucajace"z tym, ze przy nich nie ma wezyka i kraniku. Nie wiem gdzie dokladnie kranik zaczyna sie pojawiac w kazdym razie w Afganistanie jest obecny. Wszyscy zapewne wiedza rowniez, ze muzulmanie uzywaja do czynnosci toaletowych lewej reki, ktorej nie uzywaja potem przy stole. Nawet po wczesniejszym umyciu. Z "Bekartow wojny" wiemy, ze w roznych krajach roznie pokazuje sie cyfry uzywajac palcow. Polacy i Chinczycy zdejmuja buty wchodzac do domu, Wlosi niekoniecznie itd. Ja dokonalam mojego osobistego odkrycia na temat pukania do drzwi w afganskim stylu.

Pukanie do drzwi - najbardziej "naturalna" rzecz na swiecie, prawda? Jak pukasz? Skladasz dlon w piastke i udezasz kostkami w drzwi? A moze po prostu uderzasz energicznie kostka palca wskazujacego? W kazdym razie do pukania w drzwi uzywasz kostek palcow, prawda? No, ja tak robie i nie przypominam sobie, zebym widziala, ze ktos robi to inaczej. Az do teraz. Afganczycy pukaja opuszkami palcow zachaczajac o paznokcie. To nie jest pukanie to jest rodzaj skrobania do drzwi. Robia to ciszej niz my i znacznie bardziej irytujaco. Z mojego punktu widzenia, jako osoby, ktora siedzi w centrum huraganu wydarzen i pukanie rozlega sie srednio co 5 minut.

Inaczej tez sie nosza. Mezczyzni. Mowie o tych uznajacych europejska mode. Zastanowilo mnie jak to mozliwe, ze facet stoi w marynarce i koszuli na wietrze minus 10 do minus 15 i sie nie trzesie. A przy okazji wyglada elegancko. Sekret? Zakladaja sweter pod koszule. Przy okazji zystuja +5 do przypakowania. Proste?

Rozgryzanie. Rozgryzanie dotyczy baterii. Kiedy bateria przestaje dzialac, czemu by jej nie rozgryzc? Dzieki temu bedzie dzialac dluzej. Na moje krzyki "Nieeeeeee!!!! Masoud to jest trucizna" pojawil sie tylko usmiech na twarzy. Ale to w sumie jest facet, ktory do platkow na mleku je cebule, wiec moze odrobina kwasu z baterii mu nie szkodzi. W kazdym razie ta akcja reanimacyjna mojej klimatyzacji nie przyniosla pozadanego efektu. Pilot dziala jak dzialal, a AC ani drgnie. Po chwili przyszedl elektryk i wlaczym stabilizator do pradu. Jakie to proste... Afganczyk czy Polka, czasem tak samo nie ogarnieci. W kwestii dzialania uzadzen ekeltrycznych. Widze cos uniwersalnego :)

O. Wlasnie prad wysiadl. Rozlega sie charczenie odpalanego generatora, a potem jego monotonny pomruk. Nagle zaczynaja trzasc sie szyby. Piec wojskowych helikopterow leci na polnoc. Slonce swieci nad Kabul City.

wtorek, 24 stycznia 2012

my first kissing in Afghanistan

Stalo sie to przypadkiem i spowodowalo szok w najblizszej okolicy. Choc nie tak duzy jak nalezalo sie spodziewac. Tak czy siak, wyszlam na dziwke, ladacznice i najwieksze biale zlo. Pocalowalam Janka w policzek na dzien dobry. Skandal i kulturowe nieporozumienie. No jasne, ze nie powinnam byla tego robic. No pewnie, ze bije sie w piers.

Janek mowi, ze dla niego to zadna ujma, ale dla mnie.... Porka troja... (Italians send me feedback if I used this expression correctly ;)) I w dodatku wyszlam za brame nie majac zaslonietych wlosow. Moj mily gosc z Europy Srodkowej wyjasnil mi, ze tak sie nie postepuje. Ma racje chlopak. Nie ma co kusic losu, ze ktos pomysli, ze Afganczykow tez tak bede witac. Nie rozwodzmy sie na tym wiecej. Czasami nawyki zwyklego witania sa po prostu tak gleboko zakorzenione, ze ciezko o namysl nad najmniejszym skladnikiem naszej kultury. Ktora mimo wszystko uwzglednia calowanie znajomych na dzien dobry.

I co - mowie do siebie - myslalas, ze bedziesz taka swietna i nie bedzie kulturowych nieporozumien? Ze szybko lapiesz czego sie od ciebie wymaga? A tu masz klops, ktos mogl zobaczyc ten hello-kiss. A to, ze ulica byla pusta? Ze nikogo nie bylo? Sciany maja oczy.

A serio? Serio to chlopak naprawde sie tym przejal. Oczywiscie w dobrej wierze, zeby nikt o mnie sobie nic nie pomyslal. Doceniam to i nie postawie juz nikogo w tak niezrecznej sytuacji. Nawet w scisle strzezonej ambasadzie bede subtelnie podawac dlon. Tfu! Nawet dloni nie podam. Tak, tak - w pierwszych dniach mojego pobytu w Kabulu zostalam przeszkolona z zakresu NIE_PODAWAJ_DLONI_MEZCZYZNIE_NA_PRZYWITANIE, sorry ale no way. Jezeli mam tu pracowac, to maja mnie traktowac jak nie-kobiete. Profesjonalnie. I juz. Na spotkaniach firmowych obowiazuje okreslony styl. Szanuje ich kulture. Niech oni uszanuja mnie jako czlowieka.

I szanuja. Wiecie? Jestem szczera, az do bezczelnosci i skuteczna. A to polaczenie skutkuje czyms co po pierwszym miesiacu moge nazwac szacunkiem. I tak jest dobrze.

Koniec tematu. Pomowny o jedzeniu. Dzis postanowilam, ze jak wroce bede jesc tylko suszi. I pic yerbe. I jesc dobre mieso. I jeszcze warzywa. Postanowilam, ze ogolnie - bede jesc. Moja dzisejsza dieta zlozona byla z: antybiotyku szybko zagrizionego dwoma kesami afganskiego chleba sniadaniowego, dwiema puszkami musu owocowego dla niemowlat (odlot), odrobina makaronu z sosem ze sloika, ktory po ugotowaniu przeze mnie bez dodania miesa okazal sie niejadalny oraz w miedzy czasie - kaszka dla niemowlat. Moj Afganski lekarz mowi
- Musisz zaczac jesc, bo na jedzeniu dla dzieci daleko nie pociagniesz.
Ja mu mowie:
- Moj drogi nie ma opcji, zebym wziela do ust cos co zostalo przygotowane przez kucharza w naszym biurze.
On:
- Oczywiscie, ze masz nie jesc nic robionego w biurze - to wlasnie to cie truje.
- To jak mam cos sobie gotowac jezeli MIESZKAM w budynku biura?
-.... no tak. Sugeruje Ci restauracje.
- Ale wczesniej mowiles, ze nie moge sama chodzic do restauracji!
- Tak, to fakt.
Coz. To oznacza dla mnie albo scisly post przez wiecej niz czterdziesci dni, albo wizyty w restauracjach dla expatow.

Restauracje dla expatow to zupelnie fascynujacy temat. Niektore sa ostoja rasizmu w czystej formie. Na przykad - Afganczyk nie wchodzi. No po prostu nie. Oficjalnie dlatego, ze w tych miejscach podaje sie alkohol. Faktycznie? Bo on jest Afganczykiem. I nie wazne, ze skonczyl Berkley. Moze to sytuacje rozwiazuje "oplata wejsciowa", pewnosci nie mam.
Wezmy taka na przyklad Tawerne Libanska.
1. Podjezdzasz nieoznakowana taksowka dla expatow
2. Wysiadasz popawiajac szalik, zeby wlosy Ci sie nie wysunely
3. Patrzysz na uzbrojonego Afganczyka. Jednego z trzech.
4. Afganczyk otwiera stalowe drzwi (zadnych szyldow)
5. Wchodzisz. Nie ma wykrywaczy metali jest za to "macacz". Nie ma "macaczki" wiec nie bedzie mnie przeszukiwac. Kobiety przeszukuja kobiety.
6. Zamawiasz jedzenie.
7. Jestes w raju.
8. Piwo podaja w kubkach z uszkiem.
9. Jestes najedzony i szczesliwy.
10. Myslisz kiedy tu wrocisz.

Moj problem polega na tym, ze niestety jako jedyny expat w firmie, nie mam z kim dzielic mojego glodu. Na szczescie sa jeszcze inni ludzie. Ale oni maja prawo powiedziec "I'm sorry I'm not about eating out today". No wlasnie. Wiec musze isc sama. A to jest wyzwanie. Jak kolwiek paranoidalnie to brzmi - jestem w Kabulu.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Biznes w Afganistanie

Pierwszy duzy klient, wyprawa do biura jednego z najwiekszych operatorow komorkowych w Afganistanie. Po drugiej stronie biurka gosc z Kanady. Konkretny, ale wyluzowany facet (ze strasznym lupiezem przykrytym czapka). I on nie kupuje Afganskiego biznesowego belkotu. On lubi konkrety, liczby, badania rynku. A ja swiece oczami, bo moja firma nie robi badan rynku. I co mu odpowiedziec? Wpadam na pomysl - w tym czasie nasze radio odbiera najwiecej telefonow. Dziala. Mowie o interkatywnosci. Dziala. A moj towarzysz? Moj towarzysz NIE JEST PRZYGOTOWANY. Chociaz moze i jest. Moze to taki styl. Moze to taki styl, nie wiedziec ile razy w ciagu dnia nadaje sie newsy.... Moze dwiescie razy byl na takim spotkaniu, ale jak facet nie mowi konkretami, a po drugiej stronie siedzi koles wychowany na Zachodzie to moim zdaniem SZANS BRAK. Moj towarzysz mowi 60%, ze zrobimy deal. Ja mysle - MASAKRA. Kanadyjczyk chce plyty z nagraniami naszych produkcji. Ja mowie - to co, nagrywamy i jutro mu wieziemy. On na to - za dwa lub trzy dni. Nie tak szybko. Niech zdaza to obgadac. Dramat.

Jak oni maja do cholery robic biznesy jezeli nawet ja widze, ze robia to zle?

sobota, 21 stycznia 2012

Afganska magia

No dobra. Tego jeszcze nie bylo.
Jestem chora. Wymioty, te sprawy. Wszyscy o tym wiedza, bo dwa dni temu przestalam jesc, co stalo sie przedmiotem wielu dyskusji.
- Czemu nie je? Nie lubi?
- Nie. Jest chora.
- AAA. Jest chora.... Biedna.
Przed chwila do mojego biura wpada Ajatolla. Wielki ochroniarz – security manager, ktory uczyl mnie dari. Wpada i pokazuje na rece lezacy bialy proszek. Mowi, zebym wziela, bo to dla mnie dobre. Ja na to:
- Nie, nie, nie... Tashakor!
On biegnie po Masouda, ktory mi tlumaczy:
- Alex to jest taka tradycyjna afganska metoda. On ma na rece sol, poliz palec i trzy razy zliz z nigeo sol. Raz, dwa, trzy. I od razu poczujesz sie lepiej. Nawet ja to robie – dodal z pewnym skrempowaniem – To jest taka tradycyjna afganska rzecz.
Majac w pamieci to co sie dzialo na Ukrainie – zdejmowanie urokow przy pomocy wody swieconej, ktora nalezalo wypic trzy lyki przekrecajac butelke w lewo – wiedzialam juz o co chodzi. Potwierdzilam:
- Tak, wierze. – I krzywiac sie trzy razy zlizalam sol z wlasnego palca
Ajotalla powiedzial do Masouda, a ten przetlumaczyl:
- Jezeli wciagu pol godziny nie poczujesz sie lepiej, mozesz nie wierzyc w nic co ci mowie.
- Spokojnie, ja wierze. Ale co zrobiles z ta sola?
Masoud odpowiada:
- Wyrecytowal nad nia wersety ze Swietego Koranu. To taka tradycyjna afganska rzecz. On mowi, ze to dlatego, ze cie kochamy, i nie chcemy, zebys byla chora.
Szok.
Teraz sobie siedze i czuje sie pod presja – no przeciez musze poczuc sie lepiej!

środa, 18 stycznia 2012

Lekcje Dari

"Indziu super hub" - tak brzmiało moje pierwsze spontaniczne zdanie wypowiedziane w dari. Siedziałam z Ajotallą w moim biurze i w ramach wyjątku pozwoliłam mu zapalić, więc w mętnym świetle żarówki rozchodził się wydmuchiwany przez niego dym. Ajotalla to mój malem - nauczyciel. Wczoraj po prostu się pojawił i został mi przedstawiony jako security manager radia. Właśnie wrócił z urlopu od swojej żony Jamilli i piątki dzieci Masuda, Masudy, Mansura i pozostałej dwójki, której imiona zaczynają się na M. I zaczął mnie uczyć dari.

Ajotalla postanowił się ze mną zaprzyjaźnić. "Me Joanna's friend, me Joanna dari, me dari Alex" - stwierdził, że tak jak moją miłą poprzedniczkę Aśkę, będzie mnie uczył swojego języka. Wyjaśnił mi, że on nie jest ani Pasztunem, ani Hazarą, ani Uzbekiem, ani Tadżkiem. On jest Dari, bo on jest prostu z Kabulu. I mówił to takim tonem jakim mówimy my Warszawiacy od trzech pokoleń - "ja JESTEM z Warszawy" - z taką nonszalancją, ale i pewnym rodzajem wyższości pobrzmiwającym gdzieś tam z tyłu.
I to prawda - tożsamość plemienna wciąż ma znaczenie. Masoud, brat mojego szefa, podkreśla, że jest dumny z bycia Pasztunem. Mansura, która jako pierwsza udzieliła mi lekcji dari - nauczyła pięciu słów - zaczęła od przedstawienia się - Men Hazara - Jestem Hazarką. Spojrzała tymi swoimi złotozielonymi oczami i prawie spowodowała, że serce wyskoczyło mi z klatki piersiowj. Manusra mnie dotknęła. W tym kraju, gdzie za wszelką cenę staram się powstrzymać od poklepywania, rozmawiam w odległości od jednego do trzech metrów, ta dziewczyna lekko przytrzymała moją dłoń, a ja nie wiedziałam co zrobić, więc nie zrobiłam nic. Wystarczyło trzy niecałe tygodnie w Afganistanie, a już uważam dotknięcie za wydarzenie warte opisania na blogu. Ale to prawda - męskie środowisko determinuje zachowanie dystansu. Dziewczyny często trzymają się za ręce. Faceci w biurze całują się w policzki na dowidzenia. A ja staram się zachowywać jakbym potrzebowała bardzo dużo przestrzeni. I tak od tożsamości plemiennej doszłam do dotyku.

Ajotalla przez dwie godziny opowiadał mi w dari o najróżniejszych rzeczach. O swojej żonie Dżamilli, o tym że Ameryka jest zła, Iran jest zły, Pakistan jest zły, Talibowie są źli, ale Francja jest hub (dobra), Polska jest hub i co najdziwniejsze Szurawi są hub.
- Szurawi?
- Moskal - odpowiedział Ajotalla
W tym miejscu odpadłam. Usłyszeć od Afgańczyka, że Rosjanie są hub... Kiedy skończyła się wojna rosyjsko-afgańska on miał siedemnaście lat. A mówi mi, że Rosjanie nie strzlają. Ten kraj i ci ludzie jest pełen tajemnic. I zagadek. Zagadek logicznych.

Ajotalla jest pod wrażeniem jak szybko przygodzi mi zapamiętywanie nowych słów. Ale język w który bisjor to bardzo, fomil to rodzina, a setora to gwiazda, łatwo wziąć pod włos przez skojarzenia. Muszę się szybko nauczyć jak powiedzieć "Natychmiast kupcie mi dodatkowy grzejnik, bo jak nie to skopie wam tyłki". To może rozwiązać mój problem zamarazjącej wody w pokoju, podczas długich Kabulskich nocy. Które de facto nie są takie długie. A moim zdaniem szybciej robi się widno niż w Polsce. Pomijając oczywiście zmianę strefy czasowej. Dziś najgorsze jest to, że dziś ma być minus 17, a wiatr wieje prosto w moje okna. Ja nie jestem w Afganistanie, ja żyje w Afganistanie. A to jest różnica. No więc sobie w imię mojej ideologii poznawania miejsc "naprawdę" - pozamarzam.

Dobra - nie narzekam. Jest prąd. Zawsze mogłoby nie być prądu.

W moim biurze jest kiepskiej jakości żarówka energooszczędna, która zamiast żółtego daje białe światło. Kolory są przez to przyszarzone i nijakie. Ajotalla ze swoją ciemną brodą, ciemnymi włosami siedzi i dyktuje mi kolejne słowa. Zaczynam układać te słowa w zdania. Man fomidan, Man ne fomidan. Rozumiem, nie rozumiem. Przede mną jeszcze jedno duże wyzwanie - muszę nauczyć się alfabetu. Ale to nie dziś, na dziś bast. Już dość.

Ajotalla wychodzi, wypiliśmy prawie całą herbatę -czaj- z termosu. Idę na górę do swojgo pokoju. Wita mnie mój czerwony grzejnik. Wiatr wieje od gór. Tak, wieje w dari.

niedziela, 15 stycznia 2012

Zacznijmy od śniegu

W Kabulu spadł śnieg. Na oko jakies 20 centymetrów w ciągu jednej nocy. Jest pięknie. Jak na starych obrazkach rysowanych dla dzieci, przedstawiających zimę.
Śnieg spadł i zaczęły się zabawy integracyjne w wersji afgańskiej. Dziewczyny "z marketingu" - trzy dziewiętnastolatki, zaczęły rzucać w moje okno śnieżkami. To ja fru i na dół. To była ostra wymiana ognia, którą skońcyłyśmy śmiejąc się kompletnie białe. Było bardzo fajnie i niesamowite jest to, że im się chce bawić. Po prostu skrzyknąć redakcję i wyjść na śnieg.
Po chwili, znowu,
- Alex, come. - zachęcają - We four Masoud - wszystkie rzucamy w Masouda - brata szefa. Oczywiście dołączyli się chłopaki z dołu - Dj-e i reszta produkcji i po chwili mieliśmy wojnę chłopaki na dziewczyny. Poczułam sie jak w podstawówce tylko dostałam trochę mocniej :D. Śnieg się bardzo dobrze klei, bo jest w moarę ciepło więc śnieżki były jak marzenie. Wyszło słońce i już w moim biurze jest powyżej zera.

Dziś w nocy ma być minus 14, a nie ma prądu... będzie zabawnie. Całe szczęście, że idę dziś na tango do jednej z ambasad, to może chociaż trochę się dogrzeję. Dziękujcie losowi za centralne ogrzewanie. Lub jakie kolwiek ogrzewanie. Pamiętacie ten bój w palcach u stóp, kiedy przemoczycie buty w górach, a potem trzeba iść dalej? Ja mam to uczucie w pakiecie z moją afgańską kompanią do śnieżek - nie ma gdzie sie ogrzać.

Przedwczoraj byłam na wycieczce nad jezioro razem z ludźmi z Aiesec Kabul. Jezioro jest położone trochę wyżej w górach. Generalnie taki mały ośrodek wypoczynkowy niedaleko Kabulu - restauracyjka, hotel. Widok na wodę, góry, i WIELKĄ reklamę etisalat (operator komórkowy) na drugim brzegu. Etisalat jest wszędzie i będzie go jeszcze więcej, bo już jest wszędzie. Wyjazd za miasto uzmysłowił mi że ja naprawdę jestem w Azji. Te góry. Nie widziałam jeszcze takich gór. Są łyse. Kamieniste. A te dalsze - wysokie, pokryte śniegiem.

W kawiarni zamówiliśmy SHIR COFFEE - super kawę z mlekiem oraz MEGA zupę z kurczaka z chilli. A także shishę, która miała niesamowity smak, a jednocześnie tytoń był tak mocny, jak nigdy w Polsce. I tak smaczny. Świeży. Miętowo jałbkowy. Rozmawialiśmy o rzeczach ważnych i nie ważnych i było dobrze. Prezydet Aisec Kabul zaskoczył mnie mówiąc "Nie traktuj nas jak Afgańczyków. My jesteśmy z Aiesec. Znamy twoją kulturę. Czuj się z nami swobodnie.". Takie zapewnienia spowodowały, że po raz pierwszy zaczęłam się z nimi kontrolować.

Dowiedziałam się od nich czegoś o czego istnieniu nie wiedziałam. ISLAMIC BANKING. Bardzo interesująca koncepcja, dla religijnych muzułmanów. Według Koranu - podobno - czerpanie zysku z oszczędności jest haram. Pod dłuższej dyskusji zgodziliśmy się, że haram, to to co katolicy nazywają grzechem. Dlatego właśnie jako dobry muzułmanin wpłacam kasę na konto i nie mam od tego odsetek, jednocześnie bank nie pobiera ode mnie żadnych opłat, ani procentów. No to jak zarabia bank? To proste bank inwestuje pieniądze pobożnych muzułmanów. I nie dzieli się z nimi zyskiem. Taka oto proszę koncepcja. Muszę dowiedzieć się wiecej na ten temat.

Co więcej usłyszałam niezapomniane przysłowie. Po polsku będzie niezgrabne, ale spróbujmy:
Kiedy człowiek staje się bogaty, razem z pieniędzmi przychodzą cztery drewna. Dwa pierwsze wchodzą w oczy i człowiek przestaje widzieć innych ludzi, starych przyjaciół, dwa drugie wchodzą w uszy i człowiek przestaje słyszeć co do niego mówią. Aż w kolejnym momencie przychodzi bieda z piątym drewnem. Cztery pierwsze wypadają i człowiek myśli - czemu nie pomogłem tamtym, kiedy byłem bogaty? Bieda przychodzi z piątym drewnem które no cóż "kołek w d....". Z cyklu mądrości afgańskie.

Po czym poznać, że mój szef przyszedł do pracy? Po tym, że w biurze nagle robi się cicho i powoli rozchodzi się specyficzny zapach perfum. Jestem pewna, ze trzyma je w biurku i rozpyla, żeby wszyscy wiedzieli, że przyszedł. He he he :D Perfumy są trzeba przestać blogować i brać się do roboty. Może już mój drugi komuter się naładował. W jedynym miejscu w którym jest prąd - radiowym studiu. Wszak, Kabul - nie-Kabul, śnieg nie-śnieg nadajemy 24h. :D

piątek, 13 stycznia 2012

Do you have weapon? Of course I do!

Tuz po pracy wybralam sie do Finesta. Finest to rodzaj "Pewexu" - dobry towar, wysokie ceny, mozna placic w dolarach. W rzeczywistosci jest to polaczenie Tesco z Kuchniami Swiata. Mozna kupic oliwki, nutelle, superostre sosy z Pakistanu, porcelane, ubrania, szczoteczke do zebow, proszek do prania za rownowartosc 60 zlotych - wszystko i drogo. Przy wejsciu stoi trzech policjantow-ochroniarzy, dalej bramki - wykrywacze metalu, a jeszcze dalej za mala zaslonka siedzi sobie usmiechnieta kobieta, ktorej praca polega na przeszukiwaniu kobiet, ktore przychodza na zakupy. No przeciez nie moze robic tego mezczyzna. Zapraszam za zaslonke, prosze otworzyc torbe, o apartat - prosze nie robic zdjec - raczki do gory - MAC MAC MAC - milych zakupow. To sie tu nazywa security.

Inny przejaw security, to to, ze dostalam telefon z ambasady - Dzwonie, aby pania poinformowac, ze przewidujemy wzmozone zagrozenie atakiami samobojczymi w rejonie tym, a tym. - Nie dotyczylo to rejonu w ktorym mieszkam - Wiec prosze samej podjac decyzje, czy chce sie pani przemieszczac po miescie. Prawdopodobnie nic sie nie stanie, ale zawsze moze sie pani znalesc w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie i dostac rykoszetem.

No tak. To jest Afganistan. Latwo o tym zapomniec. Wiem, ze to absurdalne, ale na codzien nie analizuje doglebnie mojej sytuacji. Nie wstaje z lozka i nie mowie do siebie "Dobrze Ola, jestes w Afgasnistanie, obudzilas sie? No dobrze, to juz moze zaczac sie bac". Absolutnie nie. Budze sie, kiedy sluzacy - Waheed - wali w moje drzwi, zeby przyniesc mi sniadanie, jem afganski chleb sniadaniowy z serkiem kanapkowym, zbiegam na dol do mojego biura (ach te uroki mieszkania w miejscy pracy) i odpalam komputer. Po drodze nie zapominam przebrac sie z pizamy w stroj roboczy, ale od jakiegos tygodnia nie chodze juz z szalikiem na wlosach po biurze. Jeden z moich znajomych Afganczykow zapytal mnie
- Alex, powiedz, tam u was w Europie nie nosi sie chusty na glowie prawda?
- No generalnie nie, a co?
- No bo bardzo dziwnie wygladasz z tym szalikiem. I w ogole nosisz go jak stare kobiety.
Nie ma jak byc szykowna mloda dama na emigracji ;)
Tak wiec na codzien moje mysli zajmuje praca, kwestia jedzenia - tragicznego - oraz zwlaszcza ostatnio, przebywanie z bardzo fajnymi ludzmi. Wystarczylo dwa tygodnie, a kiedy wchodze do najbardziej strzezonej ambasady, ze wszystkich najbardziej strzezonych ambasad, uwazam fakt zostawienia mojego telefonu komorkowego pod piecza super wyszkolonego wojskowego recepcjonisty, jako cos zupelnie naturalnego. Ale. Ale jak dostalam ten telefon z ambasady - mojej wlasnej - i on byl po polsku, to sie wystraszylam. A opowiesci rodakow w stylu
- Eeeee, nie, najgorzej nie jest kiedy maja sie wysadzac, najgorzej jest kiedy maja strzelac - pobudzaja wyobraznie. Na szczescie teraz nie maja ani sie wysadzac, ani strzelac. Jest dobrze. Talibowie maja swoje biuro w Katarze i moze wszystko sie dobrze skonczy. A ja mam swoje male przyjemnosci.

Wczoraj bylam w fantastycznej libanskiej knajpce - ktora wedlug moich towarzszek, wcale nie jest najfajniejszym miejscem w Kabulu. Dla mnie jest - to swiadczy o tym jak malo widzialam w tym miescie za murami. No i bylam jeszcze u Wlochow. Spozniona - bo w libanskiej bylo tak fajnie. Przechodze przez cala ochrone, jestem na liscie, jest spoko. Juz przeszlam bramki, stoje wewnatrz, zadzwonilam, czekam az moi Wlosi po mnie wyjda. Az tu nagle ochroniaz sie zreflektowal i z fenomenalnym wloskim akcentem pyta mnie - Do you have mobile phone? - Po wizycie w Najbardziej Strzezonej Ambasadzie, uznalam to pytania za normalne - Of course I do! (usmiech) - Facet ewidentnie poruszony, wychodzi z kanciapki - Do you have WEAPON, Madam? - Of cours..... NO! NO weapon!
Ach ten wloski akcent.

Zobaczmy wiec, co - oprocz fatalnego jedzenia, w moim miejscu pracy - przyniosa nastepne dni.

środa, 11 stycznia 2012

Swiezak

Dzisiejszy dzien jest warty zapamietania. Znalazlam sie na spotkaniu poloni w Kabulu. Zmiescilismy sie przy jednym stole. I byli wlasciwie wszyscy. Ci ludzie sa naprawde bardzo fajni. Mowie to bez cienia przekasu. Bez cienia zawahania. Zaluje, ze nie moglam zostac dluzej, ale niestety kiepsko sie czuje - to raz, a dwa jutro powinnam cos zrobic w pracy, a potem dotrwac do wieczora. Na szczescie jutro jest czwartek, a po jutrze piatek co oznacza ni mniej ni wiecej, ze spie bez ograniczen.

Polonijne spotkanie obylo sie przy grilowanych kurczakch i owcach. No i wodce, czy tam nalewkach, ktorych nie ruszylam, bo mam teraz taki okres zoladkowy, ze chetnie patrze na malo rzeczy, a juz napewno nie na takie.

No wiec bylam sobie swiezakiem na tym spotkaniu. Ludzie od 3 miesiecy doswiadczenia w Afganistanie do ... czterech i pol roku. Dowiedzialam sie jednej bardzo konkretnej rzeczy. To nie jest tak, ze porywaja tu expatow - czyli takich jak ja - nie, nie. Jezeli chodzi o porwania to glownie przerabane maja afganscy biznesmenowie. No i to sie sklada, z tym co powiedzial mi jednen z moich kolegow z aiesecu - Kupujesz sobie terenowa toyote? Kup sobie do niej ochroniarza.

Zabawne jest to miasto.

Dowiedzialam sie tez dzis, ze w radiu isteniej autocenzura. Nie mowimy o Bogu, ani nie odnosimy sie do smierci. Ani do polityki. Czysty szow. Dlaczego? "No Alex. Tu jest Afganistan".

A. No i wazna rzecz - autorka tego bloga NIE uwaza, ze wie cos na temat tego kraju. Nie znam jezyka, nie czytalam koranu. Ja tylko opisuje to co widze, i tak bardzo macac obraz. Jestem swiezakiem. I juz.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Orient?

Jedno jest pewne. Moja historia z Kabulu nie bedzie nostalgiczną opowiescią o wyprawie w Orient. To raczej bdzie opowiesc o zasadniczej roznicy kulturowej w kwestii postrzegania czasu. Bo jak dotad to wlasnie to jest glownym powodem moich problemow z Afganczykami. Ten blog powstal w lipcu poniewaz wtedy wlasnie dowiedzialam sie, ze - tak - jade. A potem bylo pol roku czekania. Tego stanu zawieszenia, w ktorym nie bardzo mozna sie w cos bardziej zaangazowac, a nawet ciezko jest dopiac stare projekty poniewaz "juz juz zaraz wyjazd". Okazalo sie jak wiadomo, ze "zaraz" trwalo do grudnia. I to nie byly tylko problemy z wiza. To byly przede wszystkim problemy z firma. No i ten pamietny telefon on Konsula Afganistanu w Polsce, ktory mowil tym swoim lamanym polskim - Dzwonie do Pani, zeby powiedziec, ze zdecydowanie wolalbym, zeby Pani nie przyjezdzala. Ja znam swoich rodakow. - Ale jestem. Slonce zachodzi za moimi plecami oswietlajac gory i powracajacy z pracy Kabul.

Przed chwila prowadzilam moj program "Give me 5". Bardzo proste, bardzo mile - wybieram 5 piosenek, zapowiadam, opowiadam cos fajnego - dowolnie - dzis komentowalam szalonych kierowcow z Kabulu, wczesniej zrobilam "Eurotrip" z dzwiekami apropos Europy. No i fajnie. "Ale" jest jedno - prowadze to po angielsku. I wszystko jest fajnie jak sie rozgadam, ale na poczatku - stresik. Wiem, ze to przejdzie, bo to dopiero byl drugi raz, ale stresik jest. No wez sobie wyobraz, ze caly dzien prawie nie mowisz po angielsku - prawie nikt z radia - oprocz szefow i IT guy'a nie mowi na poziomie w ktorym mozna by bylo wymienic mysli, a potem bez rozgrzewki - siup. Jedziemy. Ale i tak jest spoko. Zaczynam dogadywac sie z realizatorem. Dogadywac czyli przestajemy pytac sie ciagle i nawzajem "WHAT?!". Powiedzialam dzis tez swoje pierwsz slowa w dari "on air". Co to bylo? Cos w stylu "roze hosz, hoda hafez" czyli do zobaczenia, bye bye. Generalnie realizator mogl mnie wkrecic i to rownie dobrze mozne znaczyc "pocalujcie misia w d..". Licze jednak na to, ze powiedzial prawde. Zadki towar w tym kraju.

To naprawde niesamowite miejsce. To radio. Ten Kabul. Ci Afganczycy. Dlaczego Kabul? Ok - z tego co zdazylam sie zorientowac miasto mozna podzielic najogolniej na to co jest Green Zone i na to co nia nie jest. Green Zone, czyli dzielnica ambasad, ktora jest jakby zamkietym mikrokosmosem w ktorym zyja sobie wygodnie i dostatnio dyplomaci i masa ludzi zwiazanych z ambasadami. Calosc i poszczegolne czesci odgrodzone od swiata wysokimi na 6 metrow murami. Bramy. Straze. Co 50 metrow kolejny check point z wojskowa obstawa. Zeby wejsc, a nawet wyjsc trzeba miec pozwolenia, zaproszenia, byc na liscie. Druga czesc Kabulu - w ktorej i ja mieszkam - to "miasto". Czyli normalnie, domy, szpitale, sklepy, posterunki policji, wiecej uzbrojonych kolesi i jeszcze wiecej krok dalej. Sklepiki otwarte do nocy. Parki sosnowe i zakurzone. Sprzedawcy waluty i doladowan do komorek stojacy na skrzyzowaniach. Brudne dzieci, ktore usiluja dorobic myjac samochody. Mieso wywieszane na widok publiczny w witrynach sklepowych, niedogrzane restauracyjki gdzie mozna zjesc kurczaka z ryzem. No i oczywisci miejsca takie ja hotel Intercontinental w ktorym az z wrazenie zrobilam zdjecie sali balowej, czy slynny hotel Serena, ktory to zostal podobno wziety przez Talibow na cel, a wchodzacych obwachuje pies wiec nie mozna miec ani grama niczego co nie jest legalne. Podobno. Oczywiscie w "Serenie" nie bylam, bo wszak to jedyny 5 gwiazdkowy hotel w Kabulu - to tlumaczy wszystko.

To miasto jest tu.

niedziela, 8 stycznia 2012

Tango w Kabulu

Tanczylam dzis tango w dzielnicy ambasad. Za murami. Za trzema kontrolami. Znalazlam sie w bajce.

Tarata ta ta ta.

sobota, 7 stycznia 2012

Koncert

Czy mowilam juz o tym, ze mam swoj wlasny taras? Taras z widokiem na gory? Na osniezone stoki do ktorych przyklejone sa gliniane domki, w ktorych zapalaja sie miliony swiatel gdy gasnie dzien nad Afganistanem? A czy mowilam, ze slonce zachodzi tu inaczej? Ze wpada w wiecej odcieni rozu i fioletu? I, ze az chce sie myslec o rubinach i Indiach?

Wieczorem wychodze na moj taras i slucham koncertu jakiego daje miasto. Spiace miato Kabul. Szczekajace psy. Przejezdzajacy samochod. Powietrze snuje opowiesc o sniegu lezacum na Hindu Kushu. I przychodzi magia. Slysze z dolu dobiegajaca muzyke. Rabanke. Taka popoulistyczna zmiksowana rabanke. I mysle sobie - jest dobrze. Nie ma ani troche "skansenu", nostalgii, idealnosci, perfekcji. Jest za to fatalny gust muzyczny i kiepskie jedzienie. Kiczowate bilboardy i nieprane chyba od wiekow firany w moim biurze. No i oczywiscie "sluzacy", ktory co rano wbija mi sie do pokoju ze sniadaniem, mimo moich protestow.

Czy mowilam juz o tym, ze kazda osoba, ktora spotkam mowi mi - "nikomu nie ufaj"?
Czy mowilam juz o tym, ze w Afganistanie nawet uczen trzeciej klasu spokojnie rozmawia o polityce i zajmuje sie polityka i kazdy na pollityce "sie zna"?
Nie, nie mowilam.
I nie mowilam tez o tym, ze dzis uslyszalm "Przyjechalas w dobrym czasie do Afganistanu. To jest czas w ktorym wszystko sie tu zmienia".

Zobaczmy wiec, co bedzie dalej.

Slucham koncertu na miasto Kabul w akomaniamencie mojego radia. I powoli usypiam.

piątek, 6 stycznia 2012

O kobietach i malzenstwie

O kobietach

Jeden z poznanych przeze mnie Afganczykow, ma chora siostre. Siostra jest nastolatka. Okazalo sie, ze ma raka. Przeszla juz jedna operacje, a teraz ma naswietlania. Rodzina nie powiedziala na co choruje. Dlaczego? "Wiesz Alex, kobiety maja bardzo male serca. Gdybysmy jej o tym powiedzieli zaczelaby sie zachowywac tak jakby umierala. Po co to? Dlatego jej nie powiedzielismy."

O malzenstwie

"Ty Alex nie jestes jeszcze mezatka, to ty jeszcze nie wiesz ale malzenstwo wplywa na czlowieka. To widac nawet na skorze. Jak idzie singiel to od razu widac, jest taki swiezy, a jak idzie zonaty to taki ze mu rece opadly. Jak tylko sie ozenilem wlosy mi zaczely wypadac. No i utylem. Tak, tak - to przez malzenstwo".

czwartek, 5 stycznia 2012

good morning new world

68% mieszkancow Afganistanu to mlodziez i dzieci....

Uswiadomcie sobie, ze zobaczymy nowy swiat, zobaczymy co zbuduja nasi rowiesnicy. To jest niesamowite. Zobaczymy cos czego nie widzial nikt przed nami ;) Wiecie, ze jestem jedna ze starszych osob w radiu? A moj szef ma 26 lat? To jest niesamowite jak oni sa mlodzi, jak wczesnie zaczeli zyc, budowac, zarabiac. Nie czekali na zycie tylko walczyli o to zeby zyc. Ci kolesie, ktorzy byc moze kiedys zrobia bilety na buzkaszi to sa ci ktorzy modyfikuja rzeczywistosc, kulture - zmieniaja swiat. A to, ze lubia kicz? Tandetna muzyke? Ze chca nosic pistolet w kaburze pod pacha. To ze maja malo wspolnego ze swiatem jaki znamy z ksiazek? Idzie nowe. Szykujmy miejsce na nowe ksiazki.

Afganski kowboj

Kapelusz zamszowy, biale zeby, welniana marynarka, eleganckie welniane spodnie, kabura pod pacha, a w niej srebny pistolet, w dloni muzulmanski rozaniec. To sie nazywa styl mlodego biznesmena w kraju rozwijajacym. Ciezko to komentowac, bo wszak to odmiennosc kulturowa. Inne warunki. Inny swiat. Ale nie powiem, budzi to moj usmiech na twarzy. Jest to cos zupelnie, zupelnie wyjatkowego.

A. No i dostalam do prowadzenia dwia programy radiowe. Jeden samodzielnie, a drugi z jakims gosciem, ktory pracuje w ambasadzie amerykanskiej. Fajnie :)

wtorek, 3 stycznia 2012

Dzien wrobli

Wroble cwierkaly dzis glosno w miescie Kabulu. Obwieszczaly zmarznietym cialom nadejscie cieplego dnia. Wyszlam na taras. Gory z naprzeciwka rysowaly sie zza lekkiej mgielki. Pod moimi stopami rozciagal sie ogrod otoczony murami w ktorym trwaly jeszcze zimowe roze. Ogrod zamkniety straznica. Bylo pieknie.
Dalej bylo tylko piekniej. Zostalam wprowadzona w zakres mojej pracy. Dostalam piec na drweno. Poszlam na zakupy, a po drodze spotkalam Wlocha, ktory nie dosc ze zaprowadzil mnie do sklepu to jeszcze zarysowal wspolprace. Ani na chwile nie zabrako pradu. Internet nie wysiadl. Napilam sie pepsi. Pierwszy dzien, ktory minal dobrze. Dziekuje za niego :)

Kabulskie jadro ciemnosci

Z niego wlasnie pisze. Moze mniej metaforycznie, pisze z Kabulu w ktorym wlasnie - po raz trzeci dzis - nie ma pradu. Brak pradu oznacza brak ogrzewania, wody do mycia. Czuje jak nadchodzi fala zimna. Zaczyna od nieoslonietych dloni, pozostajacych z dala od serca stop. Pamietacie Buke z muminkow? Ten kto stworzyl ta postac znal takie zimno, jakie ja tu poznaje. To nie jest zimno ktore zabija, zimno na sniegu, zimno na zwenatrz - to takie zimno, ktore zaskakuje w pozornie bezpiecznym miejscu. Zimno partyzanckie. Ot - gasnie swiatlo, pradu brak, moje biuro zamienia sie w lodowke.

I nagle, wraca swiatlo! Zycie staje sie latwiejsze, dziala klimatyzacja ustawiona na grzanie i mozna myslec o czyms innym niz o przezyciu i herbacie z termosu. Mozna myslec o tym, co sie dzialo, a od pobytu na teminalu 2 dzialo sie sporo.

Wlasciwie jeszcze na Terminalu 2 w Dubaju, poznalam pracujaca w Kabulu - dla Nato - Islandke w wieku okolo lat 50. Miala szorstkie dlonie. Fisherman's doughter. Co ciekawe uzyla przenosni zwiazanej z morzem. - Tak, pracuje w Afganistanie, na rozmowie kwalifikacyjnej mowilam o roznorodosci kulturowej i to co trzeba bylo powiedziec, ale nie lubie mojej pracy. Robie to dla pieniedzy. Tak samo jak lowienie ryb na kutrze, po prostu idziesz i po prostu to robisz.

Ladowanie nad Kabulem bylo jednym z najbardziej dojmujacych przezyc estetycznych mojego zycia. Brzmi patetycznie? Patos wymyslono dla takich chwil. Wyobraz sobie oswietlone wschodzacym sloncem gory, ktore wygladaja ja usypane z kurzu. Z kurzu ktory zasech. Zastygl. Gorzysta pustynia koloru Khaki. Jedno kolo nad Kabulem, drugie kolo nad Kabulem. Nie ma drzew, sa za to wyschniete gorskie doliny. Potoki ktore nie plyna. Ziemia jest tak piekna mimo, ze nie ma w niej oczywistego zycia jak sosny czy trawa. Mrozne powietrze na lotnisku. Kabul znajduje sie na 1800 m nad poziomem morza. Zapach gor, beznyny i kurzu. Obskurne lotnikso. A potem zaczela sie przygoda.

Pierwsze wrazenie - jak mnie wystawili to ich grrr###$###^*####%!!! Czekalam z 5 minut na parkingu C az Mustafa z Aiesec Kabul przyjdzie. I przyszedl ale nie sam. Tak wyladowalam w pradziwym afganskim domu - u Eijaza - najbardziej goscinnych i niezwyklych ludzi, ktorzy powiedzieli mi, czuj sie jakby to byl twoj dom i twoj kraj. Jadlam prawdziwy afganski posilek siedzac na podlodze i usilujac nie wystawiac stop w kierunku do rozmowcy - jak nakazuje etykieta. Pilam zielona herbate, a ryz podlalam jogurtem. No a potem przejazdzka po miescie. Nielegalne domy z zaschnietego blota stojace tuz obok wielkich domow weselnych mieniacych sie kolorami odbijanymi w zlotym szkle. W Afganistanie problem malzenstwa to problem pieniedzy. Na wesele trzeba czasem zaprosic nawet I dwa tysiace osob, wiec ludzie biora kredyty, aby moc wydac dzieci za maz. Klimat potlaczu. Jak bede mogla powiedziec na ten temat cos wiecej - zrobie to.

No i impreza Sylwestrowa w jednej z najbardziej strzeżonych ambasad w Kabulu, a pewnie i na świecie, gdzie dostałam prawdziwe espresso o 3 nad ranem. Niezapomniany Sylwester. Miałam wrażenie, że znów znalazłam się na Erazmusie, bo wszyscy byli pijani jak na Friday Bar. Nie byłam w tańczonym nastroju wiec wymigiwałam się gdy różne osobistośic i osobowości usiłowały wyciągać mnie na parkiet. To był taki trochę szok. Pierwszy dzień w Kabulu, jade przez jakąś super strzeżoną dzielnicę za murami wysokści 4 pięter. Jest noc. Jest ambasada. Jest masa rozbawionych ludzi. Ale udało mi się wyłowić spośród tych ze właśnie potencjalnych znajomych, którzy wprost nie mogli uwierzyć, że znalazłam się na imprezie w ambasadzie NIKOGO nie znając. A ja po prostu zostałam wpisana na lisję przez Jo, zanim jeszcze moje oficerki dotknęły Afgańskiej ziemi. Hasło tego party to zasłyszane w kolejce do kibelka "This is Kabul - here everybody are in love". Nie dziwi mnie to, generalnie praca w NGOsach w Kabulu i życie w Kopenhaskiej diasporze zmieszanej z przybyszów z całego świata, emocjonalnie nie różni się tak bardzo. Ludzie nie chcą być sami. Rzadko przecież jest z nimi ktoś do którego będą wracać - jak ja :)

Z Kabulskiego jadra ciemnosci mrugam do Was prawym okiem.